70 km od polskiej granicy mieści się tętniące życiem 725-tysięczne miasto, prawdziwa perła architektury i kultury polskiej, miejsce tak urokliwe i nostalgiczne, że trudno nie nawiązać z nim osobliwej relacji. Lwów, bo o nim mowa, to bez wątpienia obok Kijowa i Odessy, najbardziej turystyczne i reprezentatywne miasto Ukrainy. Lwów jest odpowiednim miejscem na oderwanie się od codziennych obowiązków, stresów i schematów dnia powszedniego. Jest blisko, jest tani i przede wszystkim ma jeszcze nieodkryty potencjał turystyczny.
Jeśli kiepsko u Was z ilością dni urlopowych, a chcecie odpocząć i poznać nowe miejsce, Lwów będzie kierunkiem idealnym. To największe miasto zachodniej Ukrainy wciąż pozostaje miastem stosunkowo rzadko wybieranym przez zagranicznych turystów, co nie oznacza, że świeci pustkami. Ilość przyjezdnych Ukraińców i Polaków sprawia, że stare miasto bawi się do rana. W tym krótkim poradniku postaram się Was zainspirować do odwiedzenie jednego z moich ulubionych kierunków na Wschodzie.
1. Lwów – perła architektury
Wybierając się pierwszy raz do Lwowa nie przypuszczałem, że miasto to posiada tak wiele zabytkowej zabudowy. Z historii wiedziałem, że mogę spodziewać się klimatycznego starego miasta, zadbanego rynku i kilku reprezentatywnych budynków pokroju opery, teatru czy kościołów. Pod tym względem Lwów zaskoczył mnie bardzo. Pierwsze zderzenie z przedmieściami miasta nie napawa dużym optymizmem – w oczy rzuca się wschodni bałagan, zacofanie, socrealistyczne konstrukcje i dramatyczna infrastruktura drogowa. Spuścizna po totalitarnym systemie widoczna jest na każdym kroku – od kilkudziesięcioletnich maszrutek, przez wszechobecne plakaty wyborcze z wizerunkami nachlanych kacyków aż po tandetne bilboardy reklamowe. Krajobraz miasta zaczyna się jednak zmieniać w okolicach Dworca Kolejowego, pięknej eklektycznej budowli wzniesionej w latach 1899–1904 według projektu Władysława Sadłowskiego. W tym miejscu rozpoczyna się przygoda z Lwowem jako architektoniczną perłą wschodu i ważnym ośrodkiem kulturowo-historycznym dzisiejszej Ukrainy.
Rynek jest bezsprzecznie sercem i duchem Lwowa, a swój wyjątkowy klimat zawdzięcza pełnej rewitalizacji praktycznie wszystkich budynków, przejeżdżającym przez historyczną część miasta kilkudziesięcioletnim tramwajom i absolutnie świetnym knajpo-restauracjom. Zwiedzanie tej części miasta jest unikalną możliwością obserwowania wpływów kultury ukraińskiej, armeńskiej, germańskiej, ale przede wszystkim polskiej i żydowskiej. Z resztą sprawdźcie sami:
Lwów powinien znów błyszczeć
Architekturę Lwowa doceni nawet typowy Janusz, bo widać gołym okiem, że miasto to jest zabytkowe i ominęła go tragedia architektonicznej sowietyzacji. Ukraińcy są dumni ze Lwowa, trudno się dziwić bowiem ponad połowa wszystkich zabytków Ukrainy znajduje się w tym mieście. We Lwowie zabytkowy jest nie tylko główny rynek i starówka, zabytkowe są również przedmieścia. To, co jest piękne w tym mieście, to spójna zabudowa. Miasto uniknęło wojennych zniszczeń, dlatego jest zdecydowanie mniej brzydkich i nijakich budynków w stylu radzieckim. Kamienice są zaniedbane, ale stoją i o ile Ukraina też kiedyś stanie na nogi, Lwów może zacząć ponownie błyszczeć.
Jakie architektoniczne sztosy znajdziecie we Lwowie? Na ten temat musiałbym stworzyć odrębny artykuł, jest tego za dużo. Na pewno Opera Lwowska, obowiązkowy Rynek Główny z klasycystycznym Ratuszem. Wspaniała Katedra Ormiańska i Cerkiew Zaśnięcia. Duże wrażenie robią też Klasztory Dominikanów i Bernardynów. Fanom architektury nie może umknąć zlokalizowana w ścisłym centrum Starego Miasta imponująca Kaplica Rodziny Boimów. Architektoniczną wizytówki Lwowa jest również Cmentarz Łyczakowski, jedno z najstarszych miejsc tego typu na Starym Kontynencie.
2. Polskie akcenty na każdym kroku
Polskość we Lwowie przetrwała próbę czasu i do dziś stanowi nieodłączony krajobraz tego miasta. Trudno się temu dziwić skoro Lwów formalnie przez 431 lat był polski. Jak czytamy w Wikipedii:
„W latach 1349-1370 w składzie Królestwa Polskiego, 1370-1387 w składzie Królestwa Węgier, od 1387 do 1772 ponownie w składzie Królestwa Polskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów, od 1434 był stolicą województwa ruskiego Korony. Miasto posiadało prawo do czynnego uczestnictwa w akcie wyboru króla[2]. Od pierwszego rozbioru (1772) pod władzą Austrii, jako stolica Królestwa Galicji i Lodomerii – kraju koronnego w składzie Austro-Węgier, aż do ich upadku (1918). W okresie zaborów był jednym z najważniejszych ośrodków nauki, oświaty i kultury polskiej oraz centrum politycznym i stolicą Galicji.W listopadzie 1918 przedmiot zbrojnego sporu terytorialnego odradzającego się państwa polskiego i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, proklamowanej przez ukraińskich polityków Galicji Wschodniej. Od 23 grudnia 1920[3] do 16 sierpnia 1945 stolica województwa lwowskiego II Rzeczypospolitej, największe miasto Małopolski Wschodniej. Jedno z sześciu wielkich miast II Rzeczypospolitej, obok największej z nich Warszawy, Łodzi, Poznania, Krakowa i najmniejszego Wilna.„
Lwów – miasto pełne polskich akcentów
Polskie akcenty we Lwowie spotkać można na każdym kroku – począwszy od tłumu turystów, przez polskojęzyczne napisy na budynkach aż po polskie szkoły i parafie. Mimo iż Polacy stanowią oficjalnie tylko ponad 1% populacji miasta (Lwów liczy ok. 725 tys. mieszkańców), można odnieść wrażenie, że polskość zdążyła się w tym miejscu zakonserwować i jest w nim obecna aż po dzień dzisiejszy. Lwów to jedno z nielicznych miejsc na świecie, gdzie Polacy mogą swobodnie porozumieć się z obsługą hotelu w swoim ojczystym języku, a w restauracji otrzymać polskie menu. To się rzadko zdarza żeby Polak czuł się jak u siebie w domu w obcym państwie – we Lwowie może czuć się jak u Pana Boga za piecem.
To, co cieszy, to coraz więcej polskich akcentów przedwojennych, które pojawiają w restauracjach i kawiarniach. To z jednej strony ukłon w kierunku polskich turystów, którzy upodobali sobie Lwów jako miejsce weekendowych wypadów, a z drugiej próba zaprezentowaniu zagranicznym przybyszom czegoś nowego i z ich punktu widzenia – oryginalnego. Warto pamiętać, że ciężko poza Wilnem i Grodnem, o takie nagromadzenie polskości poza granicami naszego kraju. Dla wielu z Was zwiedzanie Lwowa może okazać się wyjątkowo nostalgiczną podróżą, której towarzyszyć będzie autentyczna tęsknota i smutek za tym wszystkim, co było, a co już nie powróci. I nie mam tu na myśli resentymentów historycznych czy jakichkolwiek roszczeń do dawnego dziedzictwa historycznego, bo nie o to chodzi. Nawiązuje do żalu z powodu utraconej elegancji, której najlepszym przykładem był, jest i miejmy nadzieję będzie Lwów.
3. Cmentarz Łyczakowski i mogiła Orląt Lwowskich
We wschodniej części miasta znajduje się miejsce ważne zarówno z punktu widzenia Ukraińców jak i Polaków. Nie jestem, podejrzewam jak większość, specjalnym fanem zwiedzania cmentarzy czy innych miejsc masowego pochówku, ale…Łyczakowski to po paryskim Père-Lachaise jeden z najpiękniej zaprojektowanych cmentarzy, które odwiedziłem. Jest dziki, ale jednocześnie zadbany i dostojny. Style architektoniczne kamiennych upamiętnień robią duże wrażenie, podobnie jako samo usytuowanie cmentarza na wzgórzu w akompaniamencie starego, lekko przerzedzonego drzewostanu.
Cmentarz Łyczakowski to miejsce pochówku wielu utytułowanych Polaków świata nauki, sztuki i kultury. Na miejscu spoczywają szczątki m.in. rodziny Baczewskich i Morawskich, którym ufundowano okazałą kaplicę w stylu neoromantycznym. Są też pięknie zdobione groby historyka Karola Szajnochy, artystki Anny Gostyńskiej czy światowej klasy zoologa prof. Benedykta Dybowskiego. Przemierzając kolejne alejki cmentarza, ja i mój ojciec czuliśmy rozpierającą dumę, jak wielu wybitnych rodaków mieliśmy w tamtych czasach.
Najstarszy cmentarz na Starym Kontynencie
Łyczakowski powstał w 1786 r., co czyni go jednym z najstarszych cmentarzy na Starym Kontynencie. Jest starszy niż nasz Powąsowski (1790 r.) czy słynny Père-Lachaise w Paryżu (1808 r.). Historię tego miejsca widać na każdym kroku – od wiekowych drzew, przez styl wykonanych mogił jak i daty tablic upamiętniających. Atmosfera przywołuje klimat ówczesnych lat i mobilizuje do analizy tego, co się działo i jaki to miało wpływ na teraźniejszość.
Na cmentarz można dotrzeć ze Starego Miasta pieszo, spacer zajmuje ok 25-30 minut i prowadzi przez malownicze uliczki pełne zabytkowej zabudowy. Wstęp jest płatny symboliczną kwotę (5 zł?). Cmentarz jest tak rozległy, że jego dogłębne zwiedzenie zajmuje kilka godzin. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce.
Będąc na cmentarzu Łyczakowskim obowiązkowym punktem wizyty jest specjalnie wydzielona kwatera poświęcona obrońcom Lwowa i Małopolski Wschodniej, w której spoczywa łącznie 3 tys. osób w różnym wieku. Cmentarz Orląt dla Polaków to miejsce szczególnie bliskie sercom, często nazywane świętym. To tu spoczywają polscy bohaterowie, uczniowie szkół średnich, którzy w ówczesnych czasach nie wahali się chwycić za broń, aby bronić miasta przed wrogiem. Niech im ziemia lekką będzie i niech pamięć o nich nigdy nie zgaśnie. Cześć i chwała Bohaterom!
4. Lwowskie przysmaki kulinarne
Kuchnia ukraińska jest tłusta i prosta. Nie doszukiwałbym się w niej wytrawności, stylów fusion czy czegokolwiek, co mogłoby kojarzyć się z salonowym jedzeniem. Cechą wspólną żarła Ukraińców jest jego smak – bardzo dobry, babciny, przywołujący czasy dzieciństwa i obiadków na wsi. Pobyt we Lwowie oznacza permanentne wzdęcie i efekt zjedzonej piłki lekarskiej. W połączeniu z litrami lokalnego piwa, wódeczki i krówek, otrzymujemy szybki wzrost tuszy. Pozwólcie, że w telegraficznym skrócie przedstawię Wam kilka moich ulubionych lwowskich potraw, których dane mi było skosztować.
Flagowym daniem jest popularny barszcz ukraiński, który od tego „naszego” wyróżnia duża ilość wysokoprocentowej śmietany i mniej kwaskowaty smak. Można go zamówić np. w mieszczącej się w rynku polskiej kawiarnii Atlas. Jak już jesteśmy przy zupach, grzechem byłoby nie skosztować solianki czyli typowej chłopskiej polewki na bazie mięsnego podkładu.
Tłusto, ale smacznie
Fanom pierogów polecam warenyky, smakują bardzo podobnie do tych znanych w Polsce, Gruzji czy Armenii. Bardzo dobre pierogi, choć cholernie ciężkie (kilogram śmietany na wierzchu) zjeść można w Kryivce. Trzeba uważać na ilość zamawianych sztuk, w niepozornej miseczce mieści się 6-7 pierogów więc dwie w zupełności wystarczą. Dla lubiących dodatkowe kalorie idealne będą czeburieki czyli smażone pierożki z mięsnym farszem. Mięsożercom zasmakować może również klasyczna wieprzowa słonina podawana w różnych wariantach, nawet słodkim.
Aby skosztować tradycyjnych ukraińskich potraw trzeba koniecznie udać się do Puzatej Haty na Sichovykh Striltsiv 12 (ścisłe centrum). Ta samoobsługowa gospoda oferuje całkiem zróżnicowane posiłki po bardzo przystępnej cenie. Za sałatkę ziemniaczaną, dwa kotlety, naleśnika, jajecznicę, ryż i herbatę zapłaciliśmy 20 zł. Jedzenie smaczne choć przyciężkawe. Dość dobrze zjeść można również U Pani Stefy na Prospekcie Swobody (dawnych Wałach Hetmańskich). Klimat w środku przypomina krzyżówkę baru mlecznego z PRLowską restauracją typu Maxim. Atmosfera swojskości i domowego jedzenia nastraja pozytywnie, ceny niskie, jak w większości miejsc na kulinarnej mapie Lwowa.
Będąc we Lwowie koniecznie trzeba spróbować nalewek Baczewskiego, cenionego przemysłowca, który za życia był w regionie szychą sporego kalibru. Czymś naprawdę smacznym są miody nadziewane nasionami drzew. Można je kupić w niektórych sklepach z pamiątkami w okolicach rynku. Rewelacja – warto zaopatrzyć się w kilka słoiczków, ciężko o podobne cuda w Polsce.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o lwowskich krówkach Kopobka, które są zwożone do Polski kilogramami. Trudno się dziwić, zasmakowały nawet mnie, wrogowi mordoklejek i innych paraliżujących aparat mowy substancji słodkich.
5. Teatr piwa „Prawda”
W sercu lwowskiego rynku mieście się przedsięwzięcie, które chciałbym widzieć w Krakowie, Gdańsku czy Wrocławiu. Lokalny browar piwa kraftowego, miejsce z punktu widzenia komercyjnego niezwykle cenne, bo wiecznie tłoczne, a na dodatek edukujące przybyszów z różnych stron świata nt. różnych smaków piwa. Świetna koncepcja. Piwo samo w sobie jest dobre, ale nie jest to oczywiście majstersztyk gatunku. To, co pierwsze rzuca się w oczy to kolorowe, mocno osadzone w klimatach polityki etykiety oferowanych piw. Na okładkach spotkać można podobizny Obamy, Merkel czy Trumpa. Absolutnym hitem jest najpopularniejsze (wiecznie niedostępne z powodu ilości chętnych) piwko Putin Huilo („Putin jest dupkiem!„).
Browar składa się z trzech kondygnacji i wystrojem przypomina jedną z komnat Startreka. Futurystyczny klimat podkręca świetnie zaprojektowany bar z kilkoma czynnymi kranami, a także najlepszy sklep z piwnymi gadżetami w jakim dotychczas byłem. Poza możliwością zaopatrzenia się w lokalne piwka (0,33 i 0,66) przyjezdny ma okazję kupić freakowe podkładki, breloki, otwieracze w formie pierścionków, a także super zestawy z drewnianymi skrzynkami. Biorąc pod uwagę siłę ukraińskiej waluty – w miejscu tym można wydać naprawdę dużo pieniędzy, czego doświadczyłem na własnej skórze.
Twórcy Browaru Prawda na swojej stronie informują: „Naszym zadaniem jest dać ludziom okazję do napicia się „prawdziwego” piwa. Wierzymy, że Lwów zasługuje na swój własny niepowtarzalny styl piwa, rozpoznawany na całym świecie. My, browarnicy, pracujemy, aby stworzyć ten unikalny styl. Jesteśmy jedyną firmą na Ukrainie, która warzy piwo ze świeżych składników takich jak kwiaty bzu, chmiel, słonecznik czy słód„.
6. Najbardziej pokręcone knajpy w Europie
We Lwowie poza kawiarenkami „skażonymi” zachodnimi trendami z flagowym zestawem dnia „eko-kubek kawy fair trade + bezglutenowy crossaint” znaleźć można miejsca zdecydowanie bardziej lokalne. To, co spodobało mi się we Lwowie, to czerpanie pełną garścią z kultur, których elementów brak w mainstreamowych trendach Zachodu. Jest więc polska kawiarnia Atlas z pierwiastkiem klimatu okresu międzywojennego, quasi-nacjonalistyczna Kryjivka czy restauracja żydowska „Pod złotą różą„.
Jedną z najczęściej odwiedzanych w Europie knajp jest wspomniana wcześniej Kryjivka, która przykuwa turystów z całego świata partyzanckim wystrojem i otoczką konspiracji. Miejsce to swoją nazwą nawiązuje do systemu kryjówek Ukraińskiej Powstańczej Armii, organizacji zbrodniczej, której niestety działalności poświęcony jest wystrój lokalu. Adres kryjówki jest zakonspirowany, aby znaleźć drzwi do knajpy należy zlokalizować w Rynku nr 14, wejść w bramę i zapukać w toporne, drewniane drzwi po lewej stronie. Hasłem wstępu jest okrzyk „Sława Ukrajini! Herojam sława!”. Do lokalu teoretycznie zakaz wstępu mają tylko Rosjanie (nie jest to praktykowane), a przebrany za partyzanta pracownik przywita każdego lokalnie pędzonym samogonem.
Czy Kryjówka to knajpa, w której przesiadują sympatycy UPA?
Jak się czułem będąc w środku, jako Polak świadomy naszej krwawej historii i tych wszystkich okrucieństw, których dopuścili się zbrodniarze z UPA? Dziwnie i niezręcznie. Uważam jednak, że warto pojawić się w tym miejscu, aby zobaczyć na własne oczy niewiedzę zwykłych Ukraińców nt. działań UPA i tow. Stefana Bandery i wyrobić sobie samemu opinię na temat knajpy, która przez wielu (niebędących nigdy na Ukrainie) uważana jest za miejsce tajnych spotkań neobanderowców i innych faszystów.
Dom Legend, to kolejne miejsce charakterystyczna dla starej części Lwowa. Wystrój jak i cały koncept tej 7-kondygnacyjnej gospody poświęcony jest lwowskim legendom, które można poznać pokonując poszczególne piętra. Jest ciasno, przytulnie i ekstrawagancko. Absolutnym mindfuckiem jest obsługa kelnerska złożona z karłów i taras widokowy, gdzie z wnętrza zainstalowanego na dachu trabanta podziwiać można piękną panoramę Lwowa.
Lwów to miasto pełne knajp i pubów, których nie sposób odwiedzić
Na ul. Serbskiej 7 na Starym Mieście znajduje się kolejny pokręcony lokal – Masoch Cafe. Miejsce za dnia niepozorne, pełniące funkcję kawiarenki na poziomie, po zmroku przeinacza się w masochistyczny teatr. Miejsce słynie z kontrowersyjnie odzianych kelnerek, które zaczepiają gości biczem i innymi wymyślnymi rekwizytami pokroju kajdanek czy pasów. Kolejnym świetnym miejscem spotkań jest Naftowa Lampa, lokal w stylu XIX wieku, poświęcony postaci m.in. Ignacego Łukasiewicza – współwynalazcy lampy naftowej. Knajpa mieści się na dachu, w powietrzu unosi się zapach nafty, a do kielicha pogrywa ciekawa muzyka alternatywna. Kapitalne miejsce.
Złota róża to następny warty odwiedzenia punkt na gastronomicznej mapie Lwowa. Tę galicyjską restaurację wyróżnia jej żydowski charakter, który uwydatnia m.in. brak cen w menu. Końcową stawkę za posiłek ustala sam klient! Tak jest, klient nasz Pan! Oczywiście, o ile potrafi się targować, dobrze targować…Żydzi słyną z intelektu, koncepcję knajpy dobrze więc zaplanowano i nawet najlepszy negocjator zapłaci ostatecznie więcej niż zapłaciłby w innej, mniej znanej lwowskiej gospodzie. Dla sympatyków angielskiego klimatu miejscem odpowiednim będzie Czarny Kot, który słynie ze świetnej jakości kuchni i 15 rodzajów piw na kranie.
Miejsc, które można śmiało polecić we Lwowie jest tak dużo, że musiałbym napisać osobny post. Ostatnią, którą chciałbym Wam polecić jest Restauracja Baczewskich. Wnętrze lokalu jest imponujące i choćby dla niego warto wydać trochę hrywien w tym miejscu. Postaci śp. Józefa Baczewskiego pewnie nie muszę Wam przypominać, ten sławny polski przemysłowiec w latach XIX w. stał się prawdziwym imperatorem branży alkoholowej w tej części cywilizowanego świata. Miejsce non stop oblegane, warto więc dokonać wcześniejszej rezerwacji. Przed wyjazdem do Lwowa wygooglujcie sobie jeszcze kilka wartych uwagi miejscówek gastronomiczno-kawiarnianych: Loża Masońska, Centaur, Kumpel, Atlas, Winston Churchill Pub.
7. Absurdalnie niskie ceny
Jest tanio, co nie oznacza wcale, że wydaje się mniej. Przez to, że ceny są niższe, można ładnie popłynąć. Nie zmienia to jednak faktu, że Lwów pod względem cen jest dla przeciętnego Polaka bardzo atrakcyjny. W końcu chyba każdy lubi wydawać pieniądze i nie martwić się, co będzie jadł czy pił następnego dnia? Przygoda z cenowym eldorado zaczyna się już po przekroczeniu granicy polsko-ukraińskiej w Korczowej czy Medyce.
Cena marszrutki do oddalonego o 70 km Lwowa to 5 zł więc tyle, co nic. Drugim zaskoczeniem jest cena jednorazowego biletu tramwajowego z Dworca Głównego do centrum – jest to koszt kilkunastu groszy. Dalej jest już tylko lepiej – ceny w sklepach spożywczych są niższe o 20-25% niż w Polsce, a największe różnice odczuwa się kupując papierosy i alkohol. Dla przykładu, popularna wódka Nemiroff to koszt ok. 60 UAH czyli 8,5 PLN, piwo Lwowskie butelkowe 0,5l kosztuje ok. 11 UAH czyli 1,4 PLN a średnia cena papierosów to 15,00 UAH czyli w przeliczeniu 2,13 PLN.
Najpiękniejszą rzeczą pod słońcem jest cena piwa w pubach. W zlokalizowanym w rynku Browarze Prawda za butelkowane piwko kraftowe 0,33l zapłacicie 24 UAH czyli 3,5 PLN, a za 0,66l kwotę 50 UAH czyli niespełna 7 PLN! Takie piwa na Starym Mieście we Wrocławiu kosztują 12-16 PLN w lokalu. Ba, rynku za zwykłego lagerowego sikacza z koncernu płaci się niekiedy 12-14 PLN! Diametralna różnica, prawda? We Lwowie tanio jest również w restauracjach – mając w kielni 30 PLN można kupić obiad dla dwóch osób razem z alkoholem. I nie mam na myśli gastropubów z przedmieść miasta tylko popularne restauracje, które mieszczą się w samym sercu Starego Miasta.
Nie ma problemu z płaceniem kartą w sklepach, kawiarniach czy sklepach z pamiątkami. Te ostatnie są naprawdę świetne – z Lwowa przywieźć można dużo dobrej jakości likierów, słodkich smakołyków czy lokalnie robionych gadżetów.
8. Rzut beretem od Polski!
Do Lwowa bardzo łatwo się dostać bo oddalony jest zaledwie 70 km od przejścia granicznego w Korczowie. Sposobów jest kilka – pozwólcie, że podzielę się z Wami moimi doświadczeniami w podróżowaniu na wschód z Wrocławia. Są cztery, wykluczając autostop, sposoby dostania się do Lwowa:
- tani lot (czas przelotu ok. 1h, ceny biletów od 25 PLN w górę – realnie ok. 100-200 PLN)
- własny samochód (np. do Korczowy czyli ok. 600 km w 6h, cały czas A4)
- pociąg (czas podróży 10-12h, koszt biletu 150-300 zł w zależności od klasy i terminu)
- bus (np. Polski Bus, bilet za 100 PLN, czas podróży…o zgrozo!…13-15h)
Która opcja jest najgorsza? Zdecydowanie autobus. Jedzie cholernie wolno, często ma awarię pokładowego kibla i stoi kilka godzin na polsko-ukraińskim przejściu granicznym. Lepszym rozwiązaniem jest pociąg, bezpośredni albo łączony – z Przemyśla kursuje bardzo nowoczesna sieć połączeń składów PKP Intercity i Kolei Ukraińskich (UŻ). Od teraz można za niewielkie pieniądze w komfortowy sposób dostać się zarówno do Lwowa jak i Kijowa. Więcej o połączeniach: tanie pociągi do Lwowa.
Jedź do lwowa samochodem!
Osobiście rekomenduję Wam podróż własnym samochodem (o ile oczywiście macie dogodne połączenie np. autostradą). Z Wrocławia do Korczowej prowadzi przez 99% trasy droga A4 więc dojazd jest prosty i stosunkowo tani. Czy można uniknąć zmarnowania kilku godzin w samochodowym korku na przejściu granicznym? Praktycznie nie ma takiej opcji, to często rosyjska ruletka. Dobrym pomysłem jest zostawienie samochodu na strzeżonym całodobowo parkingu po polskiej stronie. Stawka za dobę jest śmieszna – 7 zł. Przekroczenie granicy pieszo dla obywateli UE jest bezproblemowe i trwa od kilku do kilkunastu minut. To rozwiązanie ma też inną zaletę – mając własny środek transportu można przywieźć z Lwowa mnóstwo pamiątek pokroju wódeczki, piw Browaru Prawda czy ukraińskich nalewek. Warto wciąć tę kwestię pod uwagę przy planowaniu wypadu.
Najszybszym sposobem jest oczywiście lot. Np. z Wrocławia kursuje Wizzair, za naprawdę niewielkie pieniądze i w godzinę możecie znaleźć się na miejscu. Przy wcześniejszej rezerwacji biletu można polecieć do Lwowa za kilkadziesiąt złotych w obie strony. Zdecydowanie najlepsza opcja. Loty odbywają się również z innych polskich miast, najlepiej śledzić na bieżąco niezbędnik podróżniczy: SkyScanner.
9. Targi staroci pełne perełek minionej epoki
We Lwowie działają prężnie pchle targi, gdzie można zaopatrzyć się w prawdziwe sztosy. Są to miejsca, podobnie jak w innych krajach, gdzie kupić można sporo ciekawych przedmiotów nawiązujących do kultury regionu, ale nie tylko. Lwowskie targi oferują stosy starej literatury, lokalnego rękodzieła, barbakanowych obrazów czy złomu pokroju świeczników, sztućców, przypinek, monet i militariów. Ze wszystkiego epatuje komunizm – od podobizn Lenina, przez socjalistyczne pocztówki aż po ozdoby z czerwoną gwiazdą śmierci. Dość dużo jest również symboli nawiązujących do nazistowskich Niemiec i czasów UPA. Niemniej są też produkty, którymi warto się zainteresować jak np. ręcznie robione skarpety z owczej wełny, fikuśne dywany czy uznane w świecie malarskim i legendarne już farby akwarelowe St. Petersburg.
Pchle targi organizowane są codziennie w ścisłym centrum zabytkowej części Lwowa. Pierwszy z nich, zwany Targiem Bukinistów, znajduje się Placu Teatralnym w bliskim sąsiedztwie Klasztoru Dominikanów i pomnika Iwana Fedorowa. W tym turystycznym miejscu lwowscy prywaciarze sprzedają głównie stare książki, a także inny rodzaj ekstrawaganckiej makulatury minionych czasów. Sprzedawane są również zabytkowe monety i banknoty więc może to być gratka dla numizmatyków wszelkiej maści. Jest też sporo kiczu – od koszulek z Banderą, przez chińszczyznę po lewe wykopki. Generalnie jest drogo, ale ostateczna cena zawsze zależy od efektów dwustronnej interakcji. Warto pamiętać, że na miejscu obowiązują obyczaje targowe, nie ma więc cen i trzeba twardo negocjować.
Targ Wernisaż i Bazar Halicki
Drugim znanym miejscem ulicznego handlu jest targ Wernisaż usytuowany pomiędzy ulicą Łesi Ukrainki a Teatralną, kilka minut pieszo do Opery Lwowskiej. Głównym produktem obrotowym są antyki i różnego rodzaju żelastwa. Jest też symbolika antyputinowska przejawiająca się np. w papierze toaletowym z podobizną rosyjskiego imperatora.
Z kolei przy Placu Sobornym 14 znajduje się wiecznie pełny Bazar Halicki, który warto odwiedzić, aby przekonać się jak działa wolny rynek w praktyce, a przy okazji zaopatrzyć się w świeżo lepione pierożki czy ogórki kiszone lokalnej babuszki. Trudno jednak znaleźć w tym miejscu przedmiot, który mógłby zostać nazwany perełką i mieć cokolwiek wspólnego „z okresem antycznym”.
Bazarowe klimaty panują również na placu Celnym i stadionie Torpedo. Największym miejscem handlowym we Lwowie jest Bazar Krakowski, klasyczne miejsce handlu tekstyliami, produktami spożywczymi i azjatyckimi precjoza.
10. Gaj Szewczenki
No dobra, przyznaję się bez bicia, nie byłem, ale…szewczenkowskiego skansenu nie mogło zabraknąć w zestawieniu powodów, dla których warto odwiedzić Lwów. Kim był Szewczenko? Mimo, że w piłę kopać potrafił bardzo dobrze, nie chodzi o Andrija, a o Tarasa, wybitnego wieszcza narodowego i reprezentanta epoki romantyzmu, którego nazwiskiem nazwano już wiele ulic, skwerów i placów na Ukrainie. Taras Szewczenko to dla Ukraińców taki Mickiewicz, osoba o ogromnej renomie i społecznym uznaniu.
Skansen znajduje się w bliskim sąsiedztwie Cmentarza Łyczakowskiego i jest jednym z najpopularniejszych miejsc rekreacyjnych dla Lwowian, ale również przyjezdnych. Warto wiedzieć, że jest to obecnie jedno z największych zlokalizowanych na wolnym powietrzu muzeów Europy. W gaju mieszczą się elementy charakterystyczne dla architektury ludowej i życia codziennego we Lwowie. Na stosunkowo dużym obszarze zamknięto cały historyczno-etnograficzny dorobek lokalnych społeczności żyjących w regionie od końcu XIX do początku XX stulecia.
Zdjęcie pochodzi ze strony ua.igotoworld.com ®
Jeśli dobrnęliście do końca i chcecie utrwalić sobie wiedzę na temat miejsc, które warto odwiedzić we Lwowie, polecam Wam serdecznie poniższy wideo-poradnik, którego autor w naprawdę godny uznania sposób zaprezentował wszystko to, co znaleźć można w najpiękniejszym mieście Ukrainy:
7 komentarzy
Byłam we Lwowie, bardzo ciekawe miasto 😉
Chętnie bym się wybrała 🙂 od urodzenia się córeczki w ogóle brakuje mi podróżowania.
nie spodziewałem się, że takie tanie bilety 🙂
Przy dobrym strzale lekko poniżej 100 zł w obie strony 🙂
I pomyśleć, że kiedyś był nasz…
Brzmi naprawdę kusząco! I pod względem cen, jak i architektury, lokali i jedzenia!
To cenowe eldorado, nie ma tańszego miasta z takim potencjałem :]