Lipiec 2017 r. to w naszym kalendarzu szczególny okres i jeden z piękniejszych momentów wspólnej koegzystencji. Szczególne wydarzenie zaślubin należało uczcić piękną podróżą poślubną. Po wielomiesięcznych przygotowaniach, stresie i natłoku codziennych obowiązków, uznaliśmy, że należą nam się prawdziwe wakacje. Szukając pewnej pogody, kameralności, pięknych plaż i krajobrazów, wybraliśmy ostatecznie Sardynię. Wyspa ta była dla nas tajemnicą. Sądziliśmy wówczas, że to taka brzydsza siostra Sycylii, na której jest ładnie, ale nic szczególnego się nie dzieje.
Cóż to była za potworna ignorancja! Podróż zweryfikowała nasze wcześniejsze przypuszczenia, które okazały się całkowicie nieuzasadnione. Jeśli jesteście ciekawi, dlaczego Sardynia trafiła na stałe do naszych wyspiarskich kierunków marzeń, zapraszamy do lektury. Relację stworzyliśmy, aby utrwalić dla potomnych szczęście, które nas wtedy przepełniało. Jest to również mały apel w Waszym kierunku – jeśli szukacie miejsca, w którym możecie być szczęśliwi, ta wyspa jest jednym z takich miejsc. Pełna kwiatowych aromatów, śródziemnomorskich smaków i czasu, który płynie w niewytłumaczalnie leniwym tempie.
Lądujemy w Cagliari, czyli co robić w stolicy Sardynii
W Cagliari wylądowaliśmy dość późno, bo po północy. Obładowani bagażami (to jest standard – zawsze wyglądamy jak wschodnioeuropejscy imigranci ekonomiczni), ulokowaliśmy się w górnej części zabytkowej stolicy na Via Dei Genovesi 56. Lokalizacja naszego miniapartamentu okazała się strzałem w dziesiątkę – kilka minut pieszo oddalone były atrakcje takie jak Torre dell’Elefante czy platforma widokowa na styku Via Corte i Via Santa Corte. Jeśli to będzie Wasz pierwszy raz w Sardynii, w pobliskim Caffè Libarium Nostrum można przetestować smak najpopularniejszego piwka na wyspie – Ichnusy. Wersja niefiltrowana (Non Filtrata) smakuje iście wspaniale i wyróżnia się na tle dość słabych włoskich trunków tego typu.
Cagliari to największe na wyspie (157 tys. osób) miasto portowe, a także nieformalna stolica tego włoskiego terytorium. Co ciekawe, jest to jeden z 30 największych ośrodków miejskich we Włoszech pod względem generowanych obrotów. O tym, że miasto się rozwija, świadczy m.in. obecność fabryk produkcyjnych znanych koncernów, takich jak Coca Cola czy Heineken. Bardzo ciekawym elementem krajobrazu miejskiego jest jego zabudowa – kolonialna, sentymentalna, generująca atmosferę nostalgii i zadumy. Jest ona szczególnie odczuwalna, gdy spojrzy się od strony głównego portu na reprezentatywną ulicę Via Roma. Wyobraźnia zaczyna pracować. Patrząc od drugiej strony, widząc port i Morze Śródziemne, nie sposób nie cofnąć się w czasie i nie wyobrazić sobie przypływających do brzegu karaweli i galeonów. Klimat tego miejsca sprawia, że warto zatrzymać się w nim na dłuższy moment.
Gdzie spać w Cagliari? Sprawdź propozycje naszych noclegów w mieście.
W Cagliari spędziliśmy łącznie trzy dni. Naszym zdaniem wystarczająco długo, aby na spokojnie pospacerować po mieście, zwiedzić jego największe atrakcje, kupić lokalne pamiątki i przetestować kulinarną mapę miasta. Stolica Sardynii nie powaliła nas na kolana mimo, że jest to bardzo przyjemne włoskie miasteczko. Tylko, że takich miasteczek w słonecznej Italii jest dość dużo. Na uznanie zasługuje życie towarzysko-kulturalne stolicy, które tętni wśród wąskich uliczek starej części miasta. Można tu zacząć przygodę ze wspaniałymi sardyńskimi przysmakami pokroju sera Pecorino czy dań z królika.
Nie będziemy się rozpisywać na temat atrakcji architektonicznych – warto jednak wiedzieć, że jest ich sporo, bo historia Cagliari sięga VII w. p.n.e. Jako była kolonia fenicka, a następnie kartagińska, miasto przez wieki kształtowało swój aktualny charakter i styl. Naszym zdaniem na szczególną uwagę zasługuje Monte Urpinu, miejski park na wzgórzu, z którego rozpościera się piękna panorama na miasto i Golfo degli Angeli. Co ciekawe, własność komunalna tego miejsca jest tylko częściowa, bowiem część wzgórza jest wykorzystywana jako kamieniołom. Druga podczas zimnej wojny pełniła funkcję bazy wojskowej.
Najlepsze knajpy w Cagliari. Sprawdźcie, gdzie warto zajrzeć będąc w mieście.
Cagliari stanowi dobrą bazą wypadową do okolicznych atrakcji – pięknego wybrzeża Costa Rei, dziewiczej plaży Chia/Su Giudeu Beach czy ruin fenickiej kolonii w Nora. Tanie linie lotnicze oferują bezpośrednie połączenie na odcinku Kraków-Cagliari, a ceny biletów kształtują się bardzo konkurencyjnie. Za 4-6 stówek można polecieć parą w obie strony.
Swoją przygodę z Sardynią zaczniecie najprawdopodobniej od Cagliari lub Alghero. My rozpoczęliśmy przygodę od stolicy i z tego punktu na mapie wyruszyliśmy, pokonując kolejno wysepkę Sant’ Antocio, zachodnie wybrzeże, Alghero i Sassari, aż po wschodnie wybrzeże i przepiękne Costa Rei. W sprawnym zwiedzaniu wyspy pomaga wynajęty samochód. W Caghliari polecamy firmę Hertz, której siedziba mieści się w dzielnicy portowej na Piazza Giacomo Matteotti, 8. Nie wymagają depozytu, ceny mają znośne, ale przede wszystkim są bardzo elastyczni przy ewentualnej zmianie liczby dni wynajmu pojazdu. Wystarczy zadzwonić na numer z wizytówki przyznanego opiekuna, aby załatwić wszystkie formalności. Co ważne, pracownicy tego oddziału Hertza są bardzo liberalni w kwestii stanu oddawanego samochodu. Oczywiście oddanie samochodu tuż po dachowaniu nie przejdzie, ale rysy i zabrudzenia nie generują problemów.
Okolice Cagliari, czyli co warto zobaczyć.
Wyspa Sant’Antocio – kraina flamingów i dzikich plaż
Sant’Antioco to mała wysepka połączona z Sardynią drogą lądową, ciągnącą się wśród rozlewisk, na których można zobaczyć różowiótkie flamingi. Największą miejscowością tego małego skrawka lądu jest miasto o tej samej nazwie – Sant’Antocio, charakteryzujące się niską zabudową, wąskimi uliczkami oraz kameralnym portem. Główna promenada zmienia się wieczorami w pełen restauracji i sklepików tętniący życiem deptak. Nam najbardziej spodobał się plac, który w sezonie staje się areną zmagań lokalnych artystów i muzyków.
Ważnym portowym miasteczkiem wartym zobaczenia jest Calasetta, której symbolem jest rozpoznawalna, średniowieczna wieża. Ponadto Sant’Antocio ma do zaoferowania piękne i wciąż dzikie plaże, z której najbardziej polecamy Cala Lungę – małą zatoczkę z reagge barem, gdzie w dość małym gronie spędziliśmy dwa dni plażingu. Warto odwiedzić Browar Rubiu na obrzeżach miasteczka Sant’Antocio. Restauracja serwuje wyśmienite sardyńskie antipasti, a lokalnie rozlewane piwo smakuje świetnie.
Gdzie plażować na Sant’Antocio?
Na wyspie jest o wiele mniej turystów niż w pozostałych częściach południowej Sardynii. Byliśmy na miejscu początkiem lipca, w szczycie sezonu, a wiele miejsc świeciło pustkami. Na Sant’Antocio można plażować na kameralnych plażach. Plaża Coacuaddus jest jedną z największych na wyspie, a jej nazwę można przetłumaczyć na „koński ogon”. Jest to odniesienie do falistego kształtu wybrzeża w tej części wyspy. Z kolei z plaży Malaxdroxia rozpościera się piękny widok na wschodnie wybrzeże Zatoki Palmas. Polecamy Wam serdecznie Turri, gdzie znajdują się pozostałości Hiszpańskiej Wieży.
Całkiem fajną i kameralną plażą jest również Cala Sapone. Generalnie pobyt w tym miejscu można potraktować jako sanatoryjną rekonwalescencję, bo domeną wysepki jest leniwie płynący czas i dziewiczy charakter flory i fauny.
Zachodnie wybrzeże Sardynii: Iglesias, Oristano, Bosa, muzeum noży w Arbus
Południowa część zachodniego wybrzeża Sardynii zaczyna się od prowincji Carbonia-Iglesias, w której jak sama nazwa wskazuje, znajduje się historyczny ośrodek wydobycia węgla kamiennego i brunatnego. Przejechaliśmy ten region dość dokładnie mu się przyglądając. Śmiało można pomknąć dalej – Carbonia jest włoskim miastem przemysłowym bez większych atrakcji w okolicy. Inaczej prezentuje się Iglesias – miasteczko pełne urokliwych i pięknie zdobionych wąskich uliczek.
Aktualna nazwa miasta „Iglesias” pochodzi z XIV wieku i w języku kastylijskim oznacza „Kościoły”. Zabytkowy charakter miasteczka powinien się Wam spodobać. My zatrzymaliśmy się w tym miejscu na godzinkę, kupując magnesy w lokalnym sklepiku z pamiątkami i zaliczając małą rundkę po starówce. W odległości 20 km od miasteczka znajduje się popularna Pan di Zucchero (Concali su Terràinu), czyli skała wynurzająca się z głębin Morza Śródziemnego.
Kolejnym wartym uwagi punktem na trasie zachodniego wybrzeża jest miasteczko Arbus. Na Via Roma 15 znajduje się bardzo ciekawe miejsce lokalnego rzemiosła – sardyńskie muzeum noży. Obiekt ten jest własnością rzemieślnika Paolo Pusceddu i jest zbiorem noży oraz prac malarskich. Odwiedzający może zobaczyć przedmioty z epoki starożytnej, ostrza z XVI wieku, ale również aktualnie produkowane noże artystyczne o różnych kolorach, kształtach i formach. Muzeum otwarte jest od poniedziałku do piątku (9:00 – 12:00 – 16:00 – 20:00), a także w sobotę (9:00 – 12:00). W niedzielę do muzeum można odwiedzić tylko za zgodą właściciela.
Wielowiekowa tradycja wytwarzania noży jest istotna dla mieszkańców wyspy, dla których nóż jest wciąż niezbędnym narzędziem do polowania i przygotowywania potraw. Wielu Sardyńczyków nosi nóż przy sobie i uważa go za niezbędne narzędzie do codziennego użytku. Więcej na temat przeczytacie w relacji: 12 faktów o Sardynii, które mogą Was zaskoczyć
W odległości 20 km od Arbus znajduje się warta polecenia atrakcja – Piscinas nazywana sardyńską pustynią. To najwyższe w Europie wydmy, które wznoszą się na wysokości do 60 metrów. Imponują zastane na miejscu kontrasty – bijący z morza turkus, wypisany na niebie błękit i złoty kolor gigantycznych mas piasku. Miejscówka jest zacna, zwłaszcza, że prowadzi do niej bardzo urokliwa trasa. Początkowo przez górskie serpentyny, a następnie przez krajobraz typowo półpustynny.
Po drodze mija się liczne gaje oliwne i Montevecchio – nieczynną od prawie 30 lat kopalnie galeny i sfalerytów.
Wojaże po zachodzie wyspy wstrzymaliśmy w miejscowości Oristano, która okazała się naszym punktem noclegowym. Z perspektywy czasu wiemy, że nie był to najlepszy wybór. Miasteczko samo w sobie jest przeciętne i nie oferuje większych atrakcji. Nie skłamiemy jeśli powiemy Wam, że był to najnudniejszy moment wyprawy. Żałowaliśmy, że nie pojechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów dalej w kierunku Alghero do pięknej i klimatycznej Bosy. By the way – rozważcie ten plan będąc na miejscu 🙂
Na uwagę zasługują dwie z knajpek w Oristano, które mieliśmy przyjemność przetestować. Pierwszą z nich jest Brix Birella – mały lokal na Via de Castro 24, w którym serwują włoskie piwka rzemieślnicze i wspaniałe wyspiarskie antipasti. Polecamy Wam go serdecznie. Jak już drożdże i chmiel zaczną działać, pod numerem 34 na tej samej uliczce mieści się polecana Ristorante Craf Da Banana. Wspaniała kuchnia i bardzo przyjemna lokalizacja. Zjedliśmy sardyńskie przysmaki, tak jak lubimy – w tłocznym i gwarnym ogródku na zewnątrz.
Będąc w Oristano warto zobaczyć Torre di san Giovanni, czyli wieżę obronną z przełomu XVI i XVII wieku. Budowlę wzniesiono z inicjatywy Korony Hiszpanii w celu ochrony wybrzeża Sinis Cabras przed łupieżczymi atakami ze strony piratów i korsarzy. Wstęp jest bezpłatny. Poniżej wzgórza znajdują się ruiny Tharros, fenickiej osady z VIII w. p.n.e. Tutaj za wstęp trzeba już zapłacić 10 euro. Można przycebulić i porobić fotki tej atrakcji z wyżej położonej wieży 😀
Bosa to kolejne sardyńskie miasteczko na zachodnim wybrzeżu, które można śmiało odwiedzić. Miasto wyróżnia się na tle innych kolorową zabudową położoną nad brzegami rzeki Temo i górującym nad miastem zamkiem rodziny Malaspina. Warto zapłacić 4 EUR za bilet i z murów tego dobrze zachowanego obiektu podziwiać panoramę miasta.
Na nas duże wrażenie zrobiły wąskie uliczki miasta, pięknie zdobione kolorowymi wstążkami i liturgicznymi ozdobami. Kierując się do Alghero z Caghliari naprawdę warto wpaść na kawę do tej fenickiej osady. A jak wygląda Bosa dziś, sprawdźcie sami:
Alghero, czyli witamy w małej Barcelonie
Popularna „Barcelonka” pod wpływem katalońskim pozostawała aż do 1700 r., kiedy region ten przejęła przejęła wpływowa włoska rodzina Savoy. Miasto w obecnym kształcie jest wyjątkowo urokliwe. Już sama lokalizacja naszego hostelu przywołała nam wspomnienia słynnego barcelońskiego parku de la Ciutadella. To portowe miasteczko z zabytkowymi murami obronnymi jest pełnym życia ośrodkiem turystycznym, do którego zjeżdżają corocznie tłumy turystów. Jest ich (odczuwalnie) więcej niż w Cagliari, co na pewno wiąże się z dostępnością wielu popularnych atrakcji w tej części wyspy.
Ufortyfikowane mury ciągną się wzdłuż morza wraz z ogromnymi katapultami rozmieszczonymi w różnych zakątkach zabytkowej fortyfikacji. W zamierzchłych czasach miejsce to było trudne do zdobycia ze względu na rozwinięty system obronny, który skutecznie odstraszał najeźdźców z odległych krain. Wzdłuż muru obronnego ciągnie się promenada knajp, w których uraczyć można przepysznej lokalnej kuchni. Potrawy serwowane w Alghero zachowały swój kataloński charakter i opierają się w dużej mierze na świeżych owocach morza. Z pięknie przystrojonych stolików unoszą się zapachy śródziemnomorskich dań regionu, takich jak sardyński makaron Malloreddus ze świeżym pesto i posypką z botargi, czyli suszonej ikry np. z tuńczyka. Na zagryzkę w formie antipiasti mieni się lokalny specjał, czyli chrupiący chlebek Carasau. Dostaje się go do prawie każdej zamawianej pozycji z menu. Mimo, że sam w sobie nie ma smaku, to ma w sobie ten sam narkotyk, co słonecznik czy prażone orzeszki. Nie można przestać go jeść! 😀 Na osłodę warto spróbować przepyszną Mirto di Sardegna, czyli nalewka z owoców mirtu. Nam bardzo przypadł do gustu drink Aperol Spritz, który popijaliśmy codziennie w promieniach lipcowego słońca. To mieszanka wody, Proceso i Aperolu.
Wędrówka po starym mieście to prawdziwa przyjemność. Wybrukowane uliczki są pełne sklepików z pamiątkami, rzemieślniczymi wyrobami i małymi ristorante. Żeby Was nie skłamać – przeszliśmy „starówkę” z kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy. Jest stosunkowo mała, ale łatwo się zgubić pośród identycznie wyglądających, krętych zakamarków. Poza tym, cały czas coś się dzieje, potwierdzając tylko pozytywne opinie o tym miejscu, że Alghero to miasto, które żyje! 😀
Knajpy w Alghero, które warto odwiedzić
Nadmorskie krajobrazy w drodze do Groty Neptuna
W odległości 35 kilometrów od Alghero znajduje się jedna z największych atrakcji prowincji Sassari – Grota Neptuna. Jaskinia została odkryta przez miejscowych rybaków w XVIII wieku i od tego czasu stała się popularną atrakcją turystyczną. Musimy przyznać, że dojście do tego miejsca nie należy do najprostszych. Wejście do groty znajduje się na wysokości 1 m. n.p.m. u podnóży 110-metrowych klifów Capo Caccia. Oznacza to, że jaskinię można zwiedzać tylko wtedy, gdy poziom wody utrzymuje się na bezpiecznym poziomie. Do groty dopłynąć można łodzią z portu w Alghero lub dojechać samochodem do parkingu przy kasach biletowych i odbyć długą drogę po skalnych schodach. Zaliczyliśmy tę tułaczkę w promieniach lipcowego słońca…w południe. Temperatura odczuwalna rodem z pustyni Namib – 1,5 l wody na głowę to minimum! Nie zapomnijcie o tym, bowiem na miejscu w lecie jest kosmicznie gorąco – jest bezwietrznie, a skały dodatkowo podgrzewają temperaturę otoczenia.
Wycieczki do Groty Neptuna organizowane są w systemie godzinnym (1 tura, co godzinę), ale w sezonie wiosenno-jesiennym odbywają się rzadziej. Pobliskie klify kryją w sobie inne zjawiskowe jaskinie takie jak Zielona Grota i Grotta di Ricami, która jest dostępna tylko od strony morza. Morskie szczeliny to raj dla miłośników nurkowania, a wyspiarską mekką dla sympatyków tej dyscypliny jest Jaskinia Nereo – odwiedzana corocznie przez tysiące nurków z całego świata. Szacuje się, że system jaskiń ma łączną długość ponad 4 kilometrów, a zaledwie kilkaset metrów jest dostępnych dla turystów.
Bilet wstępu kosztuje 15 EUR od osoby. Czy warto? Tak, ale dobrze wybrać mało popularna porę dnia/roku, aby uniknąć mas zwiedzających, którzy psują atmosferę i uniemożliwiają robienie zdjęć/poczucie klimatu tego miejsca. W godzinach szczytu wygląda to tak, że przez 40 minut idzie się gęsiego, pani przewodnik wciąż pogadania, a do sfotografowania najbardziej imponujących formacji skalnych trzeba czekać w długiej kolejce. Gdybyśmy mogli cofnąć czas, zeszlibyśmy po schodach do groty i wrócili na górę bez płacenia za wstęp do wewnątrz jaskini. Trasa po schodkach wydała nam się znacznie bardziej urokliwa niż sama grota.
Odwiedzamy browar P3 Brewing Company w Sassari
Pomysł udania się do Sassari zrodził się w Alghero, gdzie po raz pierwszy spotkaliśmy się z piwkami P3 Brewing Company. Uznaliśmy, że jako młode beer-geekowe małżeństwo, musimy udać się na miejsce kupić kilka sztosów do Polski.
Droga z Orosei do Muravery. Wybrzeże Costa Rei
Po 3 dniach spędzonych w Alghero ruszyliśmy na wschodnie wybrzeże do miejscowości Orosei. Jeśli poruszacie się samochodem, musicie wiedzieć, że dojazd z Alghero do Orosei zajmuje realnie 3-4 godziny z przystankami i zgubieniem się po drodze. Przez dłuższą cześć trasy jedzie się drogą szybkiego ruchu E25 i SS129. To małe miasteczko przez wielu traktowane jest jako baza wypadowa do okolicznych atrakcji, takich jak Is Arutas (lazurowej plaży pokrytej kryształkami kwarcu) czy nadmorskiej osady Cala Gonone, gdzie znajduje się kultowa Grotta del Bue Marino.
Orosei to leniwe i spokojnie, śródziemnomorskie miasteczko. Warto pospacerować między ciasnymi uliczkami, gdzie na każdym kroku pojawia się idealny kadr na wakacyjne zdjęcie. Kolorowe rowery, skrzynki z przyprawami, kolorowe futryny i zabytkowe kapliczki. Klimat jakiego oczekiwaliśmy po wyspiarskiej osadzie tego typu. Zresztą zobaczcie sami:
Po Orosei pokręciliśmy się kilka godzin w poszukiwaniu noclegu. Organizacja ślubu pochłonęła nas do tego stopnia, że praktycznie nasz cały wymarzony honeymoon był organizowany spontanicznie na miejscu. W Orosei w pierwszym tygodniu lipca większość obiektów była zarezerwowana, a te które miały jeszcze wolne pokoje, oferowały kosmiczne ceny. Zdecydowaliśmy się w końcu na Camping Sa Prama, którzy znajduje się 12 km od Orosei w sąsiedztwie dziewiczego Parku Narodowego Gennargentu. Był to dobry pomysł, bo po pierwsze trochę przyoszczędziliśmy (zapłaciliśmy za mały domek dwupokojowy z kibelkiem 40 euro), a po drugie mieliśmy kimę praktycznie na plaży. W rejonie miasteczka jest całkiem sporo kempingów, także jeśli nie chcecie przepłacać i nie zależy Wam na super warunkach, sprawdźcie ten link: Lista kempingów na Sardynii. Gdzie spać?
Jest tylko jedno miejsce na Sardynii o tak specyficznym krajobrazie – lazurowym wybrzeżu pełnym dzikich piaszczystych plaż na tle wysokich klifów gór. Zatoka Orosei oferuje przyjezdnym flagowy zestaw plaż, takich jak Cala Luna, Cala Sisine czy Cala Mariolu. Obiektywnie są to jedne z najładniejszych plaż na Starym Kontynencie. Z miejscem tym konkurować może jeszcze wybrzeże Costa Smeralda na północnym-wschodzie wyspy i osławiony pas wybrzeża Costa Rei na południowym-wschodzie.
Z Orosei ruszyliśmy w kierunku Costa Rei piękną, górską, krętą drogą. Poruszanie się samochodem wzdłuż wschodniego wybrzeża stwarza możliwość na zarejestrowanie znakomitych landszaftów i obserwowania dzikich zwierząt, takich jak osły, kozy czy muflony. W tym miejscu warto przypomnieć, że Sardynia jest jedynym regionem we Włoszech, który nie posiada autostrady. Kameralny klimat wyspy sprawia, że zwierzęta czują się w tym miejscu bardzo swobodnie. Na wyspie jest znacznie więcej owiec niż ludzi, może dlatego zwierzęta traktowane są przez mieszkańców jak pełnoprawni uczestnicy ruchu drogowego (Przeczytaj nasz wpis: 12 faktów o Sardynii, które mogą Cię zaskoczyć!). W drodze do Muravery mijaliśmy Dorgali, małą osadę górską, która jest pięknie położona na tle masywu górskiego Monte Tuttavista (806 m. n.p.m.) położonego w dolinie Cedrino. Okolica słynie z lokalnej kuchni i wyrobów rzemieślniczych, takich jak skóra, tkactwo i ceramika. Miasteczko przepełnione jest gwarem lokalnych przysmaków – mięs, serów, oliwek, chleba i znanego na całej wyspie czerwonego wina Dorgali. To również świetna baza wypadowa do okolicznych grot i jaskiń, a także bezludnych zatoczek i plaż.
Jak już wiecie, nasz sardyński trip był organizowany dość spontanicznie i często szukaliśmy fajnych miejscówek z poziomu samochodu – mąż prowadził, a żona googlowała 🙂 Tym samym wpadliśmy na irracjonalny plan odwiedzenia plaży Cala Galone od strony lądu, przedzierając się przez górski masyw Gennargentu. Odbiliśmy od drogi SS125 i nasz szutrowy rajd Pandą trwał mniej więcej godzinę. W między czasie spotkaliśmy grupkę Szwajcarów, którzy podążali w to samo miejsce co my. Nie mieli jednak na sobie japonek i 2 butelek wody, a pełne wyposażenie trekkingowe. Okazało się bowiem, że wyprawa na wybrzeże w tym miejscu to kilkugodzinna piesza wędrówka przez klify (4-5 godzin w jedną stronę!). Nie ziścił się więc plan odwiedzenie przewodnikowych ujęć odizolowanych od masowej turystyki zatoczek. Jeśli wybieracie się na Sardynię, rozważcie taką wycieczkę z opcją spania w śpiworze na plaży. Wizja wschodu słońca w tym miejscu wydaje się co najmniej pociągająca 🙂
Wzdłuż drogi S125 znajduje się wiele opuszczonych budynków, kapliczek, pozostałości kamiennej zabudowy. Droga jest pełna serpentyn i piętrzy się wraz z pokonywanymi kilometrami. Momentami nasza Panda poruszała się z prędkością 20 km/h, a przystanki na skalnych platformach widokowych stawały się coraz częstsze. Niemniej, ten odcinek wschodniego wybrzeża (Orosei-Muravera) uważamy za nasze krajobrazowe TOP 3 na Sardynii tuż obok trasy widokowej Bosa-Alghero i okolic Groty Neptuna.
Naszą ostatnią bazą noclegową na wschodnim wybrzeżu okazała się Muravera – z przypadku, spontanicznie, bez większego zastanowienia. Miasteczko, jak sama nazwa sugeruje, słynie ze sztuki ulicznej, tzw. murali, które zdobią większość krętych uliczek. Street art nawiązuje do kultury sardyńskiej, życia mieszkańców wyspy i ich codziennych obowiązków. Najsłynniejszych obiektem architektury w mieście jest Portico Petretto – znakomicie zachowany kamienny łuk z XVII wieku. Piękna w swej prostocie konstrukcja jest warta odwiedzenia podczas spaceru po brukowanych uliczkach centrum miasta i dla pamiątkowego zdjęcia!
Plaże w Villasimius są zjawiskowe i jest ich dużo. Oznacza to, że mając samochód, jest w czym wybierać. Wybrzeże pełne jest zarówno ekskluzywnych plaż, tych kameralnych, aż po dzikie, prawie całkowicie bezludne. Nam najbardziej przypadła do gustu mała plaża z wieżą ratowniczą 10 km od miasta. Postaramy się załączyć w tej relacji mapę plaż z okolicy Villasimius, o ile oczywiście znajdziemy ją w stercie przywiezionych z wypadu ulotek.
Dzikie plaże, które odwiedziliśmy. Sprawdźcie, gdzie warto plażować.
11 komentarzy
Właśnie za niedługo wybieram się do dawnej krainy Sabaudczyków. Twój wpis zdecydowanie pomoże określić destynacje mojej podróży. Na pewno będzie to Cagliari, Alghero i okolice (najchętniej Stintino), Olbia, Villasimius i powrót do Cagliari. Obawiam się jedynie o pogodę w drugiej połowie maja. Może ktoś jeszcze się podzieli swoimi planami lub przeżyciami z wizytacji na wyspie?
Rozważ Asinarę, włoską wyspę, która podczas I wojny światowej pełniła funkcję obozu koncentracyjnego dla austriackich jeńców. Kości 5 tys. z nich spoczywają na wyspie, wszyscy zginęli z wycieńczenia i morderczej pracy. Jeszcze 20 lat temu na wyspie działało jedno z najpilniej strzeżonych więzień we Włoszech. Z innych ciekawostek, na Asinarze żyją osły-albinosy 🙂
Flamingi, to jest to po co warto jechać!!! Piękne zdjęcia <3
Dziękuję.
Tak, wyspa Sant’Antioco jest warta odwiedzenia. Pozdrawiamy.
Ile zdjęć! Przyjemnie się oglądało 🙂
Lepiej po 3 latach niż wcale…dzięki! 🙂
Piękne miejsce, wracam do sardyni co jakiś czas, bo naprawdę uwielbiam to miejsce 🙂 Ma bogatą kulture, smaczne jedzenie piękne miejsca, do tego rewelacyjni ludzie.
To raj na ziemi! Tylu 100-latków, nie dziwię się
Koniecznie muszę zwiedzić. Ogólnie Włochy uwielbiam, ale jeszcze Sardynia nie odhaczona, ale może w przyszłym roku. Natomiast najczęściej zimą jeździmy do Włoch na narty.
Niezwykle dobrze wspominamy sardyńskie wojaże. Wyspa autentyczna, spokojna, piękna w swej prostocie.
Świetna fotorelacja, naprawdę oddaje klimat. Byliśmy na rejsie na Sardynię, chętnie wpadniemy jeszcze raz