Analizując media społecznościowe znajomych doszliśmy do wniosku, że do Tajlandii jeżdżą wszyscy. Część już była, pozostała część wraca, inni mieszkają, a zdecydowana większość planuje udać się w to miejsce. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby na pewno ten kierunek jest interesujący, no bo skoro „walą tam tłumy”, to może być ładnie, ale męcząco. Nic bardziej mylnego! Po spędzeniu kilkunastu dni w Muang Thai zrozumieliśmy, dlaczego ten kraj przyciąga miliony przybyszów każdego roku, a wielu z nich inspiruje do dalszego eksplorowania tej części świata.
Dla nas, młodych, którzy pierwszy raz w życiu zawędrowali aż tak daleko na mapie świata, wszystko w tym kraju imponowało i zachwycało. Począwszy od kosmicznie dobrego żarcia, przez absurdalnie niskie ceny życia, po egzotyczną przygodę i wyjątkowo pokojowo nastawiony do świata lud tubylczy. Podobnego poziomu ekscytacji doświadczyłem będąc w Iranie (Survival po Persji-sprawdź!), gdzie wszystko było inne niż dotychczas miałem okazję widzieć na własne oczy.
Podobnie w Tajlandii – wszystko diametralnie odmienne – od wierzeń przez ustrój aż po ruch drogowy. Nie powinno więc dziwić, że wizja ujrzenia tropikalnego raju i kultury prawdziwego Wschodu motywuje ludzi z całego świata do wielogodzinnej podróży w pozycji siedzącej. Tajlandia bez wątpienia zasługuje na popularność, bowiem kierunek ten zapewnia ogrom atrakcji turystycznych o światowym potencjale. Poniżej dowiesz się, jak wyglądało nasze spotkanie z Tajlandią i dlaczego, podobnie jak tysiące innych ludzi na świecie, prawdopodobnie wrócimy na tajską ziemię jeszcze w tym roku 🙂
Kwestie techniczne: wiza, loty, dojazd, ceny
Tajlandia to bez wątpienia najpopularniejszy kierunek wycieczek do Azji Południowo-Wschodniej, której sektor turystyczny przeżywa w ostatnich latach prawdziwy rozkwit. Podróżując do Tajlandii nie musisz martwić się o wizę, bo takiej nie potrzebujesz, należy jednak zwrócić szczególną uwagę na obostrzenia prawne dot. przekraczania granicy tajskiej z krajów ościennych. Jeśli zamierzasz przekraczać granicę drogą lądową z Laosu, Birmy, Malezji czy Kambodży Twój legalny pobyt skróci się z 30 do 15 dni. Z kolei jeśli planujecie dostać się do Tajlandii od strony sąsiedniej Kambodży czeka Was mała niespodzianka. Tajskie władze od 12 września 2015 r. podjęły decyzje o zaprzestaniu wydawania wiz i stemplowaniu wjazdów na wszystkich lądowych przejściach granicznych z Kambodżą.
Skąd i którą linią najtaniej dolecieć do Tajlandii?
Do Tajlandii można dolecieć z wielu międzynarodowych portów lotniczych na całym świecie, ale dla Polaków najdogodniejsze są transfery z Warszawy, Pragi i Berlina. Loty do Bangkoku trwają kilkanaście godzin z międzylądowaniem najczęściej w Abu Zabi (ZEA). Bilet w obie strony kosztował nas 2100 zł, co nie jest jakąś powalającą ceną, bo mając szczęście i śledząc na bieżąco promocje można znaleźć loty do 1000 zł. Jak ze spaniem? Najlepszym rozwiązaniem oczywiście CouchSurfing, ale dla podróżujących w grupach polecamy wynająć lokum za pośrednictwem AirBNB. Oferta wynajmu jest przebogata. Ceny od 15 USD/os w górę.
Walutą narodową Tajlandii jest baht czyli równowartość ok. 0,3 USD (na dzień 26.06.16). Tajski pieniądz jest przyjemny w obrocie i nie ma problemów z szybkim przewalutowaniem kosztów. Nawet te najbardziej spontaniczne zakupy nie sprawiają większego problemu. Ceny w Tajlandii to prawdziwe eldorado, życie na miejscu jest naprawdę tanie. Wypożyczenie skutera to koszt ok. 10/15 zł za dobę, paliwo pb95 2,5 zł, uliczna szama od 5 zł w górę, noclegi od 20 zł w górę. Przejechanie 10 km taksówką to koszt 10 zł. Tajlandia to jeden z nielicznych krajów, w którym Polacy mogą czuć się jak „pany” i fundować sobie atrakcje, o których na Zachodzie mogliby tylko pomarzyć.
Bangkok, miasto, które nie śpi. Światowa stolica seksu
Zdecydowana większość przyjezdnych swoją przygodę z tym krajem zaczyna od Bangkoku, wielomilionowej metropolii niechlubnie okrzykniętej mianem „światowej stolicy seksu„. Bangkok to tylko skrót, pełna nazwa miasta brzmi Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit, a poprawne wypowiedzenie jej zajmuje 13 sekund. Nam się nigdy nie udało :]
Bangkok to jedno wielkie zamieszanie. Ruch uliczny wygląda podobnie jak w Teheranie, tzn. setki samochodów, jednośladów i autobusów próbują w tym samym czasie przedostać się jak najszybciej do celu. W kontekście europejskim mamy do czynienia z klasycznym pierdolnikiem i „jazdą na pałę”, ale w znaczeniu bliskowschodnim czy azjatyckim to normalna, instynktowna sztuka jazdy 😀 Czym się poruszać po mieście? Taksówkami! A jak, kto bogatemu zabroni! Koszt taryfy w mieście jest bajeczny, przy pełnej taksówce koszt ok. 10 kilometrowego przejazdu to 2 zł na osobę. Warto pamiętać o tym, aby zawsze zamawiać taryfę z włączonym taksometrem. Jeśli taksówkarz odmawia, żegnamy go ładnie i zamawiamy następnego. W stolicy jeździ kilka tysięcy taksówek więc ze złapaniem każdej kolejnej nie będzie problemu.
Dlaczego taksówki mają różne kolory? Odpowiedź jest prosta: im bardziej rzucający się w oczy kolor, tym większa szansa na złapanie spragnionego wrażeń pasażera. Warto, szczególnie nocną porą, przejechać się kilka razy tuk-tukami, które są droższe, ale jazda nimi umożliwia przyjrzenie się miastu z bliska i jest ciekawsza od jazdy zwykłą taksówką.
Prawdziwy Bangkok zaczyna się tam, gdzie kończą się główne atrakcje turystyczne.
Jako, że miasto nie zależy do najbezpieczniejszych na świecie, szczególnie po zmroku trzeba mieć się na baczności i unikać eksplorowania dziwnie wyglądających uliczek. Generalnie jest bezpiecznie, ale zawsze warto zachować baczność i zdrowy rozsądek. Będąc na miejscu, aż nie wypada nie odwiedzić China Town i okolic. Ta wspaniała dzielnica o 200-letniej historii, to poza magazynem tandety również prawdziwa mekka tajskiej kuchni.
W bliskiej odległości od Chatuchak Market (magazynu tandety) znajduje się długa jak równik aleja ulicznego jedzenia. Takiej liczby wystawców branży kulinarnej nie widzieliśmy jeszcze na żadnych targach. Na miejscu zjeść można wszystkie odmiany narodowej kuchni Tajów – od gołąbków z rybiej ikry (ho mok khai pla), przez pad thai aż po jajka na patyku czy smażony ryż z dodatkiem pasty krewetkowej i warzyw (khao khluk kapi). Komunikat dla wrażliwych: nie obawiajcie się, że oferowane jedzenie jest stare. Może warunki przyrządzania/serwowania odbiegają od europejskich norm, ale oferowane produkty są na pewno świeże i przygotowywane na miejscu.
W Bangkoku można się zasiedzieć. Przez fakt, że miasto nigdy nie śpi, ilość możliwości spędzenia czasu jest wyjątkowo bogata. Na pewno chociaż raz warto odwiedzić nocą Patpong, zagłębie imprez i taniej rozrywki, gdzie tysiące białych korzysta z dobrodziejstw Tajlandii. Przedostanie się z jednej części dzielnicy do drugiej jest nie lada wyzwaniem i znacząco eksploatuje ludzki układ nerwowy. Seks, made in China, głośna muza i nachalnie polecane tarantule na patyku. Sodomia i Gomoria, która jednak w pewnym sensie intryguje, na pewno jest czymś nowym, co spodoba się szczególnie tym, którzy podróżują grupami i ożywają po zmroku 😀 Po odwiedzeniu Patpongu każdy zdrowo myślący człowiek doceni spokojny klimat własnego podwórka, a szczekanie psa sąsiadki przestanie być już takie uciążliwe.
Jakie popularne miejsca warto zobaczyć w Bangkoku?
Patpong to oczywiście dodatek, prawdziwe atrakcje czekają na turystów w innych punktach miasta. Ilość świątyń i kompleksów pałacowych przytłacza, a na zwiedzenie całości trzeba poświęcić kilka dni. Nasz ambitny plan zakładał zobaczenie Wielkiego Pałacu Królewskiego, jednak próba wejścia do środka po godz. 11 okazała się niewykonalna. Ścisk jak w MPK Wrocław w godzinach szczytu. Ponad trzydziestopięciostopniowy upał i tłumy dzikich zwiedzających skutecznie zniechęciły nas do „zaliczenia” tej atrakcji.
Warto pamiętać o tym, że główne atrakcje Bangkoku trzeba odwiedzić wcześnie rano. Późniejsze zwiedzanie jest męczące z uwagi na lejący się z nieba żar i wysoką frekwencję zwiedzających. Kompleks świątyń przełożyliśmy na następny raz i udaliśmy się zobaczyć Jim Thompson House. Dobytek amerykańskiego przedsiębiorcy, który w latach 60-tych zbudował w Tajlandii imperium jedwabiu, cieszy się dużym zainteresowaniem i jest topową atrakcją stolicy. Grupy zwiedzających są limitowane, a w środku panuje przyjemny chłód. Miejsce to, znajdujące się na 6 Soi Kasemsan 2, Rama 1 Road, spodoba się nawet najbardziej topornym w zwiedzaniu. W szybkim przemieszczaniu się po mieście pomagają łodzie kursujące po rzece Menam. Dla miłośników fotografii ciekawą atrakcją będzie odwiedzenie punktu widokowego na drapaczu chmur Baiyoke Tower II, który jeszcze parę lat temu zaliczany był do najwyższych wieżowców na świecie (328 m.). Mobilna platforma widokowa znajduje się na 83 piętrze.
Foodporn, czyli to, za co kochamy Bangkok
Tyle z atrakcji przewodnikowych. Prawdziwa bomba czeka na Was na ulicach Bangkoku. Kulinarno-wizualne szaleństwo, kombinacja jaskrawych barw i egzotycznych woni. Czy jest coś piękniejszego niż oryginalny, tajski Pad Thai za 5 zł? Przez kilka dni w Bangkoku stołowaliśmy się na Khao San Road, gdzie za kilka złotych można dostać michę wartą w Polsce ze trzydzieści.
Kompletna wolna amerykanka zarówno w serwowaniu potraw jak i w dobieraniu miejsca pod robienie biznesu. Brak urzędniczego nadzoru w okolicy umożliwia Tajom wzbogacenie się na boomie turystycznym, który od kilku lat doświadcza ich kraj. Stąd sprzedawane są najróżniejsze potrawy, a prawdziwym hitem jest robactwo różnej maści oferowane zazwyczaj na patyku. Tutaj ceny już nie są takie niskie, sprzedawcy gonią prażone tarantule niekiedy za 5-8 USD. Jak widać na zdjęciu z lewej strony, chętnych na białkowe suplementy nie brakuje.
Alkohol w Tajlandii jest, delikatnie mówiąc, słaby. Najbardziej popularne lokalne marki to Chang i Singha. Część z Was mogła mięć już styczność z tymi piwami, bo są często dostępne w Lidlu. Szału nie ma, ot taki klasyczny, międzynarodowy, jasny lager. Dla miłośników piwa kraftowego polecamy Road House Barbecue, resztę szlaku piwnego znajdziecie na: 10 najlepszych knajp z kraftem w Bangkoku. Fajki można kupić od 6-7 zł, ale niestety wszystkie „przyozdobione” są obrzydliwymi nadrukami zniszczonych części ciała palaczy.
Ayutthaya – miasto świątyń
Ayutthaya to miasto położone 80 km na północ od Bangkoku, znane przede wszystkim z kompleksu świetnie zachowanych świątyń buddyjskich Wat Phra Sri Sanphet, Wiham Phra Mongkol Bopit, Wat Phra Mahathat, Wat Rajburana. To tutaj znajduje się kamienny posąg siedzącego Buddy, zaliczany do jednego z największych w kraju. Noclegów w mieście jest mnóstwo – my zatrzymaliśmy się w jednogwiazdkowym hostelu Baan Are Gong Riverside Homestay, który szczerze polecamy. Nie warto sugerować się zdjęciami zamieszonymi w sieci, bo kompletnie nie oddają klimatu tego miejsca. Hostel mieści się 5 minut od głównej stacji kolejowej (to dobra informacja dla podróżujących pociągiem np. z Bangkoku) i kilka minut od targu Chao Phrom. Na tarasie przy rzece można zjeść prawdziwe, tajskie jedzenie. Ceny są niskie, a jakość potraw na wysokim poziomie. Bar z tajskimi napojami wyskokowymi otwarty do ostatniego gościa, co sprawia, że do białego rana można biesiadować na zewnątrz w towarzystwie duetu Chang–Singha.
Gdy zobaczycz dziedzictwo Ayutthaya, żaden kolejny Wat nie zrobi na Tobie wrażenia
Ten kto jedzie do Tajlandii powinien zajrzeć do byłej stolicy tajskiego imperium. Miejsce to jest atrakcyjne praktycznie pod każdym względem: piać z zachwytu będą miłośnicy architektury, kultury dalekiego wschodu, wyznawcy buddyzmu czy fotografowie. Zadowoleni powinni być również Ci, którzy lubią aktywnie spędzać czas, bowiem w mieście aż roi się od wypożyczalni rowerów i skuterów, a terenów do jazdy nie brakuje. Miasteczko jest często nazywane „miastem-wyspą” z uwagi na rolę rzek, które przecinają byłą stolicę, a w przeszłości stanowiły naturalny element systemu obronnego.
Wiele resortów wypoczynkowych, knajp i świątyń usytuowanych jest nad brzegiem rzek Chao Phraya i Pa Sak, co sprawia, że popularnym środkiem lokomocji w mieście jest łódź. Do wszystkich ważnych kompleksów świątynnych można dostać się rzeką, jest to duże ułatwienie i prawdziwa gratka dla sympatyków fotografii. Przy odpowiednim świetle nadarza się okazja na zrobienie pięknych zdjęć, szczególnie jeśli weźmie się ze sobą teleobiektyw. Życie nadbrzeżne jest wyjątkowo bogate. Zachód słońca w tym miejscu to prawdziwa nirwana.
Do najważniejszych zabytków należy rozsławiony kompleks świątynny (Wat Phra Sri Sanphet, Wiham Phra Mongkol Bopit, Wat Phra Mahathat, Wat Rajburana), a także posągi kamiennego Buddy. Miasto jest bardzo czyste i przystosowane do jazdy rowerem. W centrum znajduje się mały zbiornik wodny i wiele parków. 1,5 metrowy waran wyjadający resztki śmieci to żaden nadzwyczajny widok. W mieście natknąć się można również na słonie-transportery, które wykonują swoje codzienne obowiązki w postaci dźwigania zagranicznych przybyszów.
Planeta małp w Phetchaburi
Jeśli będziecie kiedykolwiek w Tajlandii, warto zaznaczyć sobie na mapie miasteczko o nazwie Phetchaburi, które znajduje się na trasie łączącej Bangkok z popularnymi atrakcjami turystycznymi na południu. Miasteczko samo w sobie jest przeciętne, choć przyjemne do spacerowania. Na szczególną uwagę zasługują jaskinie Khao Luang i Khao Bandai-It, które znajdują się kilka kilometrów od centrum. Wystarczy złapać pierwszą lepszą rikszę i w mniej niż 10 minut znaleźć się na miejscu. Kompleks świątynny Khao Luang robi duże wrażenie. Już sama trasa prowadząca do jaskini to przeprawa przez małpie hordy, które okupują przejście rozpieszczone darmowymi bananami od turystów. Małpom warto poświęcić kilka minut i poddać bacznej analizie ich zachowanie na wolności. Należy mieć się jednak na baczności, bo figlarne makaki lubią podkradać różne cenne rzeczy.
Mistyczne wnętrzne jaskini Khao Luang
Imponujące jaskinie stanowiły miejsce medytacji i metafizycznych doznań dla króla Mongkuta (Ramy IV), który panował w latach 1851-1868. Monarcha i jego następcy zażyczyli sobie, aby wnętrze jaskini zdobiły rzeźby, obrazy i posągi najważniejszych świętości religii buddyjskiej. Atmosfera wewnątrz jaskini to czysty mistycyzm. Turyści szanują majestat buddyjskich posągów, a zwykli Tajowie i mnisi odwiedzają miejsce w celach liturgicznych, które wieńczą zapaleniem świecy bądź kadzidła. W samej tylko jaskini Khao Luang istnieje ok. 170 posągów Buddy, co sprawia że kompleks ten jest jednym z najbardziej okazałych w kraju. Promienie słońca, które wpadając do środka oświetlają złote obrazy Buddy, nadają temu miejscu specyficzny klimat. U stóp wzgórza znajduje się duży kompleks świątynny o nazwie Wat Bunthawi, zwany także Wat Tham Klaep. Na szczycie góry mieści się również okazały pałac Phra Nakhon Khiri Palace.
Odpoczynkiem od miejsc buddyjskich uniesień mogą być Cha-am i Hua Hin, dwie nadmorskie miejscowości, do których można w łatwy sposób dostać się z Phetchaburi rowerem, skuterem lub miejską rikszą. Pierwsza z nich oddalona jest od kompleksu jaskiń o kilkadziesiąt minut jazdy. Na podróż do drugiej trzeba poświęcić grubo ponad godzinę. Obie oferują czyste, piaszczyste plaże i pełen wachlarz atrakcji turystycznych.
Czy warto odwiedzić rajską wyspę?
Zawsze chcieliśmy zobaczyć na własne oczy prawdziwą, tropikalną wyspę z charakterystycznymi, uginającymi się palmami i krystalicznie przezroczystą wodą. Jadąc do Tajlandii zakładaliśmy, że cokolwiek się stanie, to na rajskiej wyspie się pojawimy. Spośród ponad 500 wysp i wysepek padło ostatecznie na Ko Samui, trzecią, co do wielkości wyspę kraju, która mimo, że gości rocznie ponad milion turystów, nie jest aż tak oblegana jak np. kultowy Phuket. Pamiętajcie o wcześniejszym sprawdzaniu lotów Air Asia bo skończycie jak my tj. na 8 godzinnej jeździe pociągiem i ponad godzinnej przeprawie promem. Stracone 10 godzin, które można by było wykorzystać na dwukrotne objechanie wyspy skuterem. Będąc 7 tys. kilometrów od domu i mając ograniczony czas, każda dodatkowa minuta spędzona na obcej ziemi jest na wagę złota.
Na wyspę dostać się można połączeniem kolejowym z Bangkoku do Surat Thani, a następnie promem. Są również loty AA z Bangkoku, co jak już powyżej wspominaliśmy, jest znacznie lepszą opcją. Ko Samui to tropikalne sanatorium, gdzie można oddać się prawdziwym labom, wyłączyć telefon i z reagge na słuchawkach zwiedzać wyspę na skuterze. Na miejscu, podobnie jak w Tajlandii kontynentalnej, wszystko jest bardzo tanie. Wypożyczenie skutera to koszt 10-15 zł za dobę, co przy cenie paliwa (ok. 2,3/l), daje tanią i szybką formę transportu. Nie ma problemu ze spaniem, można w namiocie tam, gdzie znajdzie się miejsce, u miejscowych, w hotelach czy wypożyczonym apartamentach. Ostatnia opcja dotyczy futurystycznych domków o wysokim standardzie, które najczęściej ulokowane są w dżungli i wyposażone są w basen i wszystko to, co spragnionemu turyście do szczęścia potrzeba.
Nie brakuje niestety obskurnych miejscówek nadbrzeżnych, gdzie baby z brodami i faceci w mini zabawiają starych, białych bogaczy, z których, co drugi spaceruje za rękę z Tajką, która mogłaby być jego wnuczką. Niestety, ale tego typu eksperymenty seksualne, są dość mocno zakorzenione w nowoczesnej kulturze Tajlandii. Przyjezdny ma nieodparte wrażenie, że istnieje społeczne zezwolenie na emanowanie zboczeniami typu Lady Boy czy praktykowanie dziecięcej prostytucji.
Co można robić na wyspie Ko Samui?
Fani zwiedzania starożytnych ruin, muzeów czy zabytkowych kościołów będą zawiedzeni. Wyspa oferuje szereg możliwości, ale wszystkie one sprowadzają się do czysto wakacyjnej rozrywki na zasadzie „ubierz Pan słomkowy kapelusz i pobujaj się z drinkiem na hamaku”. Pierwszą rzeczą, którą powinno się uczynić będąc na wyspie (zakładając, że nocleg jest już załatwiony) to wypożyczyć skuter. Poruszanie się po wyspie w inny sposób jest stratą czasu zwłaszcza, gdy nocleg położony jest w trudno dostępnym miejscu jak np. w dżungli.
Do jednej z najbardziej popularnych (o dziwo!) atrakcji wyspy zaliczane są skały „Babcia i Dziadek” (Hin Ta and Hin Ya), które z wyglądu przypominają narządy płciowe kobiety i mężczyzny. Szczerze odradzamy tę niskich lotów atrakcję, bo jest wyjątkowo nudna i nie oferująca praktycznie żadnych doznań wizualnych. W tym czasie zdecydowanie lepiej udać się na safari tour, oferowane przez wiele dynamicznie rozwijających się firm turystycznych na wyspie. Safari tour to 8 godzin intensywnie spędzonego czasu i dobrej zabawy.
W odwiedzinach w Sekret Budda Garden
Nasz pakiet obejmował pokazy małp i słoni (z tego elementu można śmiało zrezygnować), ZOO z tygrysami (dodatkowo płatne na miejscu, można odpuścić), zwiedzanie Hin Ta and Hin Ya, Sekret Budda Garden, zmumifikowanych zwłok Mnicha w kultowych okularach i dwóch godzin ekstremalnej jazdy pickupem po dżungli. Na duży plus zasługuje Sekret Budda Garden, czyli kompleks posągów wzniesionych w tropikalnej dżungli.
Rzeźby są tak skonstruowane, że ciężko określić ich faktyczną datę powstania. Posągom daleko do starożytnych korzeni, ale nie wyglądają też na 49 lat, a taki jest właśnie ich wiek. Ogród należał do śp. Khun Nima, który w 1976 r. rozpoczął wznoszenie posągów i świątyń w okolicy ziemi jego rodziny. Przez 14 lat, aż do swojej śmierci w wieku 91 lat, kontynuował pracę nad ogrodem, który niewątpliwie był dziełem jego życia. Tajowi udało się stworzyć coś nowego, co nie przypomina kolejnego kiczowatego parku miniatur i jest miejscem, do którego naprawdę warto udać się w wolnym czasie.
Przy okazji odwiedzin świątyni Wat Khunaram siłą rzeczy do zobaczenia jest mumia mnicha, który odziany w buddyjskie szaty i okulary marki Ray Ban, zdobi miejscowy ołtarz. Atrakcja na 10 minut. Ciekawym punktem trasy są wodospady Namueng, do których prowadzi wąska trasa pod górkę. Jest to idealne miejsce na ucieczkę przed piekielną duchotą, która w porze deszczowej spowija całą wyspę. Na wyrazy szczególnego uznania zasługuje rajd pickupem po dżungli. Jeśli ekipa dopisze (a u nas dopisała), jest genialnie 😀 Na trasie dochodzi do butelkowej wojny na lanie wodą, a kierowcy to rasowi zwolennicy ciężkiego pedała gazu. Na Zachodzie pewnie każdy z nas dostałby kask i musiał zapiąć pasy. A na Ko Samui? Jazda bez trzymanki i to bez żadnych ofiar! Polecamy, atrakcja petarda.
Polecamy niewielkie miasteczko Bophut, w którym mieścił się nasz nocleg. Za stosunkowo niewielkie pieniądze (30 zł od osoby) wynajęliśmy 4-osobowy domek w Pony Hill Villa.
Praktyczne informacje w pigułce
Postanowiliśmy zebrać wszystkie praktyczne informacje zawarte w tekście i stworzyć coś na wzór wyprawowego podsumowania. Szczególnie rekomendujemy miejsca noclegowe, które okazały się czyste, dobrze usytuowane, komfortowe, a których personel był bardzo pomocny. Poniżej aktywne linki:
Bangkok: Private Grand 2Beds |Ayutthaya: Baan Are Gong Riverside Homestay | Phetchaburi: Mayom Hostel Phetchaburi | Ko Samui: Pony Hill Villa
1-2 tygodnie w Tajlandii to stanowczo za mało na zobaczenie najważniejszych zabytków całego kraju. Kraj jest dość duży, a jazda z miejsca na miejsce zajmuje sporo czasu. Jadąc do Tajlandii najlepiej skupić się na konkretnym regionie, a do pozostałych wrócić następnym razem. Tylko wtedy istnieje szansa na prawdziwe zgłębienie tajskiej kultury, historii i wierzeń. Oto kilka głównych atrakcji, które zaliczyliśmy w trakcie podróży:
Bangkok: China Town, Chatuchak Market, Patpong, Baiyoke Tower II, Jim Thompson House, Khao San Road, Wielki Pałac Królewski | Ayutthaya: Wat Phra Sri Sanphet, Wiham Phra Mongkol Bopit, Wat Phra Mahathat, Wat Rajburana | Phetchaburi: Khao Luang i Khao Bandai-It | Ko Samui: Sekret Budda Garden, Bophut, Safari Tour, Wat Khunaram, wodospady Namueng
BANGKOK
AYUTTHAYA
PHETCHABURI
KO SAMUI
SAFARI TOUR KO SAMUI
ULICZNE JEDZENIE
21 komentarzy
Ha ha ha. Wcale nie wszyscy byli w Tajlandii i nie wszyscy wybierają się tam w najbliższym czasie. Może kiedyś…
Post fajny – sporo informacji i super foty. Pozdrawiam!
Tak czytam o tym Bangkoku, a tu nagle Ayutthaya 😉 Optymalny czas na Tajlandię to 3 miesiące i taką wizę można nawet dostać w konsulacie w Wientian (w Luang Prabang sprawdzałam tylko Wietnam ;). Innym dość karkołomnym rozwiązaniem jest wielokrotne przekraczanie granicy drogą lądową przy okazji zwiedzania krajów ościennych lub można też latać z Kuala Lumpur w tę i z powrotem za ok. 150 zł, co się i tak bardziej opłaca niż nawet Aerofłot z Polski za 1200 zł. Zgadzam się w pełnej rozciągłości, że Tajlandia jest bajecznie tania, jednak przed taksówkami, a zwłaszcza tuktukami przestrzegam, tym bardziej że lokalny transport jest fantastyczny, nie mówiąc o skuterze 🙂
3 miesiące to optymalny czas na ten kraj, zgadzamy się. Wracamy w tym roku na miejscu i będzie zwiedzać Chang Mai i okolice, które odwiedzimy wracając z Kambodży. Jakieś cenne tipy przed podróżą na północ? 😛
Nie jechać w marcu i w kwietniu! Jest sucho, gorąco i wszystko płonie 😉 W Chiang Mai bukować z wyprzedzeniem. Mi się tam akurat w ogóle nie podobało. Zobaczcie na blogu te 2 artykuły http://www.hamaklife.com/azja/tajlandia/polski-foch-w-niemieckim-guesthousie/ i http://www.hamaklife.com/azja/tajlandia/grzybobranie-w-pai/
Jeszcze będę pisała o tych miejscach różne wskazówki praktyczne, ale jak macie jakieś pytania, na które znam odpowiedzi, to chętnie odpowiem 😉
ZA-ZDRO-SZCZE 😀 Dużo przydatnych informacji, będę wiedziała gdzie mam zajrzeć jak się w końcu wybiorę 🙂
Uwielbiam takie wpisy – mnóstwo przydatnych informacji dla każdego kto po raz pierwszy jedzie do Tajlandii. No i te Wasze zdjęcia! Jak na nie patrzę to marzę o tym, żeby zapakować walizkę i jechać… już, teraz! 🙂 Pozdrowienia 🙂
Dzięki za dobre słowo. Również pozdrawiamy i życzymy realizacji celów podróżniczych!
Świetny tekst, wspaniałe zdjęcia 🙂
Dzięki za dobre słowo!
wow! Zazdroszczę takiej podróży! Zdjęcia są genialne, a tekst bardzo przyjemnie się czyta. Bardzo dobra robota! Pozdrawiam:)!
Dzięki dzięki wpadaj częściej 🙂
będę na pewno:). zapraszam też do mojej Piwnicy ;).
Patrzę, patrzę… i teraz jeszcze bardziej wiem, że muszę tam jechać. Szama za 5zł mnie przekonała 😀
Masa cudownych zdjęć! Starczyłoby na kilka solidnych wpisów 🙂 Tajlandia jest na mojej liście do odwiedzenia 🙂
O Boże, co za zdjęcia! Klimat magia tego miejsca sprawia że chce się tam przenieść. To raj na Ziemi ♥
Byłem w Tajlandii i to w kilku miejscach. Zamierzam wrócić i teraz już wiem gdzie mógłbym jeszcze zajrzeć!! super opis. Tajlandia jest super. Azja generalnie warta zobaczenia. POniżej wrzucam filmik z mojego roku podróży w tym Tajlandii jakby ktoś nie wierzył 🙂 Pozdrawiam
https://www.youtube.com/watch?v=JKrLanGbE0c
Dzięki, dzięki. Cieszymy się, że jeszcze ktoś dokupuje się do tak starego posta. O ile ktoś lubi Azję Płd-Wsch, to wydaje nam się się regułą, że pierwszy raz w Tajlandii zawsze jest super i motywuje do kolejnych odwiedzić tego kraju. I nawet ten męczący Bangkok…jest super!
Piękna relacja, zazdroszczę wyprawy. Też się tam kiedyś muszę wybrać.
Właśnie sobie uświadomiłem, że minęło 5 lat od tej wyprawy…masakra. Pozdrawiam!
Człowiek uczy się całe życie, nie miałam pojęcia, że to tylko skrót. No i też nie słyszałam, że to światowa stolica seksu.
Właśnie się zorientowałem, że ten tajski artykuł ma równe 5 lat!