W tym niewielkim państwie wyspiarskim, niewiele większym terytorialnie od takich zagadkowych bytów państwowych jak Nauru czy Saint Kitts i Nevis, mieszka populacja wielkości Szczecina. Formalnie, bo licząc turystów oraz powiększające się skupisko czarnych imigrantów jej liczba jest zdecydowanie większa.
Malta jest mała i dlatego jest idealnym kierunkiem na krótki, treściwy wypad. Tym, co charakteryzuje wyspę, jest jej surowy i suchy klimat. Znikoma ilość zieleni i skalisty krajobraz determinuje brak jezior i rzek, za to ciepłe morze sprawia, że będąc na miejscu nie przeszkadza nam cała reszta. Wyspa słynie z kilkusetletniej historii Zakonu Rycerskiego, likierów z opuncji, zabytkowej stolicy i rzeszy gorliwych wyznawców religii katolickiej. My zapamiętamy ją również dzięki browarkowi CISK, który swoim wyglądem przypomina kultowego Mocnego Fulla, których rodzina Kiepskich wypiła hektolitry podczas 10 lat kręcenia serialu.
Spotykając się jeszcze przed upragnionym urlopem na Malcie, planowaliśmy wakacje aktywne i spędzone na łonie natury. Z dużym zapałem chcieliśmy spakować namiot, a na miejscu wypożyczyć rower, żeby dokładnie zwiedzić tę małą wysepkę wzdłuż i wszerz. Nie odstraszały nas ani opinie na forach, a także mejlowe sugestie właścicieli naszych hosteli.
Valetta – pierwsze kroki i organizowanie noclegu
Nasze plany szybko jednak zostały zweryfikowane. Najpierw musieliśmy zrezygnować z namiotów, których nie udało się nam spakować do bagażu podręcznego, a ostatecznie pożegnaliśmy się również z pomysłem wypożyczenia rowerów, z których korzystanie byłoby chyba niemożliwe przez tamtejsze, nieludzkie (a przynajmniej niesłowiańskie) upały.
Po trzygodzinnym locie w końcu wylądowaliśmy na małym lotnisku, skąd już zaledwie kilka km dzieliło nas od stolicy Malty. Szybko wsiedliśmy do klimatyzowanego autobusu i ruszyliśmy na podbój Valletty, w której postanowiliśmy spędzić 7 dni. Stwierdziliśmy, że to właśnie ta zabytkowa stolica będzie najlepszą bazą wypadową, choćby ze względu na główny dworzec autobusowy, z którego mogliśmy dojechać w każdy zakamarek wyspy. Maltańska firma Arriva to prywatny przewoźnik działający na terenie całej Malty (także na Gozo). Komunikacja autobusowa jest bardzo dobrze zorganizowana, wygodna i punktualna. Dworzec główny znajduje się tuż za starówką przy wielkiej fontannie Trytonów, a tygodniowy bilet kosztuje tylko 12 EUR. Uwaga! Od autobusowej klimy można się nieźle porobić bowiem różnica temperatur wynosi ok. 10 stopni C.
Poniżej zamieszczamy zrzut satelitarny Valetty z trzema zaznaczonymi punktami. Ten pierwszy od lewej to Bonheur Guest House na ulicy Sappers Street 18, gdzie nocowaliśmy przez 7 dni. Środkowy to pensjonat, w którym spali nasi znajomi – Asti Guest House na ulicy Ursula Street, a punkt wysunięty najbardziej na wschód przedstawia miejsce naszych nocnych schadzek – skałki z widokiem na Fort Ricasoli. Asti Guest House to 350-letni guest house prowadzony przez 81-letnią babuszkę, która przyjmuje tylko i wyłącznie telefoniczne rezerwacje. Strona hostelu jest dość ciężka do namierzenia, podajemy asekuracyjnie nr. tel., pod którymi można kontatować się z p. Anną – (+356) 2123 9506 / (+356) 2122 7483). Ceny w porządku: ok. 21 EUR/osoba za prywatny pokój dwuosobowy ze śniadaniem kontynentalnym. Dodatkowo WiFi i możliwość wracania o każdej porze (klienci dostają klucze).
Greczynka Rosa i jej Bonheur Guest House
Z kolei Bonheur Guest House prowadzi urocza Greczynka Rosa wraz z mężem Anglikiem. Ceny podobne jak w Asti, ok. 20 EUR/osoba za pokój prywatny. W pakiecie śniadanie kontynentalne. Minusem dość głośna okolica (hałas związany z rewilizacją kamienic), brak dostępu do internetu i recepcja otwarta do północy w dni robocze. Warto pamiętać, że to dwie najtańsze opcje noclegowe w obrębie starej części stolicy. Reszta to hotele lub coś na wzór trzy gwiazdkowych hosteli, ale o podanych wyżej cenach możemy pomarzyć 🙂
Wieczorami po kilkunastogodzinnym zwiedzaniu wyspy rozbijaliśmy obozowisko na skałkach wzdłuż skalistych murów obronnych i w bliskim sąsiedztwie Dzwonu Wolności. Kozacka miejscówka, usytuowana z dala od turystycznych wrzasków świetnie nadaje się na wieczorne piwkowanie i kąpiel.
Jak zwiedzać wyspę i co zobaczyć: tutorial
Spędzając tydzień w Valletcie udało nam się zobaczyć najważniejsze punkty zabytkowe Malty. Zwiedzanie starej części stolicy rozpoczęliśmy od głównej ulicy miasta Triq ir-Repubblika, która zaczyna się przy głównej bramie miejskiej, a kończy przy Forcie St. Elmo. Już od porannych godzin zaczyna robić się tłoczna po apogeum w okresie popołudniowym. Kierując się nią dojdziemy do dwóch najważniejszych zabytków: Konkatedry św. Jana i Pałacu Wielkiego Mistrza.
Starówka jest niewątpliwie ładna, ale nie zrobi dużego wrażenia na osobach, które podróżowały wcześniej po południu Europy. Jest po prostu południowo w pełnym tego słowa znaczeniu: wąskie, strome uliczki, samochody typu Daihatsu upchane jak sardynki, rodzinne sklepiki i zwarta zabudowa. Co innego w Mdinie – byłej stolicy Malty, piekielnie gęsto zaludnionej i liczącej sobie zaledwie 306 mieszkańców. To taki chorwacki Dubrovnik w pomniejszonej skali. W miasteczku panuje średniowieczny klimat, a mieszanina architektury normandzkiej i barokowej wzbudza w odwiedzających zachwyt. Otaczający byłą stolicę kraju Rabat to kolejny godny uwagi punkt wycieczki znany głównie z katakumb św. Pawła. Z Rabatu to już rzut beretem do cytrynowych ogrodów Buskett i klifów Dingli. Warto zaplanować sobie cały dzień na te cztery atrakcje, zostawiając ogrody i klify na późne popołudnie z uwagi na wysoką temperaturę.
Autobusami nr. 81, 82 lub 85 w niecałe 40 minut można dostać się do rybackiej wsi o nazwie Marsaxlokk. Słynie ona głównie z portu zapełnionego tradycyjnymi, maltańskimi łodkami Luzzu i czynnego codziennie targu rybnego. Odwodnionym i wynędzniałym turystom odradzamy jakiekolwiek spoufalanie się z remizą o nazwie Code 09 Bar. Ani tam smacznie, ani tanio ani tymbardziej przyjemnie. Naciągają i mają w głębokim poważaniu klientów. Jeden dzień warto przeznaczyć na zwiedzanie maltańskiego trójmiasta – Birigu, Bromla i Isla. Fragmenty zabudowań tych miast widać z murów warownych Valetty, a dostać się tam można standardowo z Dworca Głównego przy fontannie Trytonów. Wycieczka na 3-4 godziny.
Jedziemy na południowe wybrzeże Malty
Wybierając się na południowe wybrzeże Malty natrafimy na dość popularne klify Dingli, wyrastające z morza na wysokość ok. 200 m formacje skalne. Klify jak klify, szału nie ma, większe wrażenie robią choćby klify w portugalskim Algavre. Ale wyspa jest tak niewielka, że warto zaszyć się w każde jej miejsce. Na klifach znajduje się urokliwa kaplica św. Marii Magdaleny z 1646 r., gdzie co roku 22 lipca odbywa się tu jedna ze słynnych fest, podczas której w kaplicy odprawiana jest msza.
10 km na wschód znajduje się słynna Blue Grotto, zaliczana do największych atrakcji Malty. W tym miejscu duża rekomendacja! Polecamy 20-minutowy rejs łajbą rybacką po okolicznych jaskiniach i zatoczkach (7 EUR od osoby, 3,5 EUR nieletni). Płynąc łódką można wykąpać się w morzu, ale najpierw trzeba podbić do sternika i spytać go o taką możliwość. W zatoczce skąd startują łodzie można popływać i poskakać z kilkumetrowych skał, co przetestowaliśmy. Przez południowe wybrzeże kursuje autobus lini 201, który łączy lotnisko z miejscowością Bahrija, przejeżdża przez Żurrieq, Blue Grotto, Hagar Qim, klify Dingli aż do Rabatu skąd łatwo o połączenie powrotne do Valetty.
Nocne życie na Malcie + Popeye Village
Zwolennikom nocnego życia i zakupów spodobają się znajdujące kilkanaście minut jazdy autobusem od Valetty miejscowości – Silema i St Julians. W tej pierwszej mieszczą się największe centra handlowe na wyspie (m.in. galeria The Point), a w drugiej sławna dzielnica Paceville słynąca z angielsko-irlandzkich barów i klubów nocnych. Po drodze na Gozo i Comino można odwiedzić wioskę Miellieha, zobaczyć schrony z okresu II wojny światowej (2 EUR – warto wejść choćby dla samej temperatury i ulgi jaka wytworzy się pod jej wpływem) i zabytkowy kościół Naszej Pani Zwycięskiej.
Ostatnią atrakcją jaką polecamy na Malcie jest Sweetheaven Village znana bardziej jako kompleks Popeye’s Village. To tu 28 lat temu Robin Williams wcielił się w rolę Popeye’a w filmie Roberta Altmana. Wioska, który przypomina typową wieść turystyczną na Dominikanie lub Kostaryce to niestety sztuczny twór stworzony na potrzeby kręcenia filmów. Przez caly rok wioska filmowa jest otwarta od godz. 9:00 do zmierzchu, ale wejście do niej jest kosmicznie drogie (12 EUR) i w przypadku osób bez dzieci jest delikatnym frajerstwem. Popeye’a można bez problemu zobaczyć z otaczających go klifów, porobić zdjęcia, napić się piwka bez jakichkolwiek opłat za wstęp!
Wysepki Gozo i Comino
Comino sobie odpuściliśmy ze względu na kończące się fundusze i prosty rachunek zysków i strat. Stwierdziliśmy, że dla jednej błękitnej laguny, rezerwatu ptaków i trzech niewielkich piaszczystych plaż możemy z czystym sumieniem darować sobie tę atrakcję. Wybraliśmy Gozo, które stało się naszym punktem spoczynku przez kolejne 3 dni. Pierwszą noc spaliśmy w czymś na wzór Domu Pielgrzyma, St. Joseph Home Hostel w miejscowości Ghajnsielem niedaleko Mgarr (to stąd wypływają i wpływają promy). Pokój 4 osobowy za 3 noce wynosi mniej więcej 191 EUR za wszystko czyli ok. 15 EUR od osoby. Do dyspozycji goście jest kuchnia, balkon, taras na dachu, wiFi, a nawet takie atrakcje jak bilard czy ping-pong. W cenę wliczone jest śniadanie kontynentalne (tym razem zamiast dżemu prawdziwa szynka i ser żółty!!). Uwaga! Wszystkie pokoje w hostelu są otwarte, nie zamyka się ich. Personel gwarantuje bezpieczeństwo, nam osobiście nic nie zginęło więc całkiem możliwe, że to enklawa spokoju.
Zwiedzając Gozo najlepiej zacząć od stolicy – Rabatu (Victorii). Nad miastem góruje położona na wzgórzu cytadela, która stanowi główną atrakcję tego miejsca. Z hostelu do miasta jedzie się 5 minut busem. Wyspa wielkościowo to mniej więcej 1/3 Malty więc poruszanie się po niej to jak przejażdżka rowerem po wrocławskich Krzykach. Wszędzie blisko. Obowiązkowo do zaliczenia Azure Window na zachodnim wybrzeżu, najlepiej z czteropakiem zimniutkim CISKów w torbie :). Naszym drugim noclegiem na wyspie był turystyczny kurorcik Xlendi, gdzie spędziliśmy dwie noce w Sea Star Apartments. Wyjątkowo konfortowy nocleg. Dostaliśmy małe mieszkanko do dyspozycji, a za noc płaciliśmy ok. 33 EUR za parę. W Xlendi nic specjalnego nie zobaczymy, ale nabierzemy ciepła i optymizmu przed nadchodzącym niemiłosiernie „polskim październikiem”.
Plaże, jedzenie, odpoczynek
Oczywiście nie zrezygnowaliśmy także z plażowania, co tak naprawdę nie było łatwe bo maltańskie plaże to powiększone piaskownice. Na Gozo w najbardziej turystycznej miejscowości Xlendi pod terminem „plaża” kryje się wąskie, betonowe molo ciągnące się wzdłuż urokliwej skalnej zatoczki…Na głównej wyspie najlepszym wyborem w tej kwestii jest wg nas Pretty Bay położona nieopodal Marsaxlokk, dość zatłoczona, ale przynajmniej z piaskiem 🙂 Całkiem ciekawa wydaję się również Gnejna Bay, położona w zatoce pod drugiej stronie cypla Ras il Qarraba. W internecie można znaleźć szereg artykułów nt. wspaniałych, piaszczystych plaż, które niestety w dużej mierze mijają się z prawdą. Większość oznakowanych „parasolikiem” punktów wypoczynkowych to głównie wąskie, kamieniste, sztucznie wydzielone fragmenty z parasolami, leżakami i tłumem ludzi. Wykaz wszystkich dostępnych na wyspie plaż możecie znaleźć pod tym linkiem – plaże na Malcie.
Warunki atmosferyczne na wyspie zdecydowanie nie sprzyjały obżarstwu, dlatego poza kontynentalnym śniadaniem w ciągu dnia wystarczyło nam tradycyjne maltańskie pastizzi, sprzedawane dosłownie na każdym rogu, 2 litry wody i browar CISK, przypominający swoim wyglądem kultowego Mocnego Fulla ze ŚWK.
Na takiej niskokalorycznej diecie spokojnie wytrzymywaliśmy do wieczora, który zawsze wieńczyliśmy pyszną kolacją. Maltańska kuchnia to mieszanka południowoeuropejskich smaków, głównie świeże ryby, owoce morza, włoska pasta i pieczony królik – duma Maltańczyków. Dzięki pomocy życzliwej Rosy udało się trafić w odpowiednie miejsce w Valletcie, gdzie mogliśmy zjeść regionalną ftirę. Knajpa Nenu the Baker mieści się na St Dominic Street 143 i oferuje tradycyjne, maltańskie potrawy. Całość okraszona profesjonalną obsługą i klimatycznym wystrojem robi wrażenie. 10E za naprawdę syty posiłek dla dwóch osób to cena godna zainteresowania.
W Xlendi znajduje się kapitalny Churchill Bar, oferujący kuchnię śródziemnomorską ze szczególnym uwzględnieniem wypiekanej tradycyjnymi metodami pizzy. Jakie to miejsce świetnie obrazuje komentarz jednego z klientów na stronie tripadvisor.com: „Byliśmy w tej restauracji podczas naszej pierwszej nocy w Xlendi i odwiedziliśmy ją później dwukrotnie. Oferują najlepsze pizze, jakie kiedykolwiek jadłem. Doskonała lokalizacja przy zatoce, świece, wino i twoja ukochana kobieta – czego więcej można chcieć?„.
15 komentarzy
Ależ zdjęć! To się nazywa relacja 😀 Bardzo fajny wypad Wam wyszedł. Co prawda mi udało się zobaczyć wszystko co najciekawsze na wyspie (jak coś http://kolemsietoczy.pl/malta-gozo-ciekawe-miejsca-co-warto-zobaczyc-porady-informacje/ ), jednak jednego mi trochę żal, czyli tego właśnie plażowania. Nam się nie udało i trzeba będzie wrócić. No chyba, że odradzacie te „piaskownice” jako stratę czasu? 😀
Witamy KolemSieToczy 🙂
Umówmy się, Malta jest pod wieloma względami niezwykła, ale potencjał plażowania jest bardzo niewielki. Na wyspie zachwyca klimat małych, krętych uliczek Mdiny, zabudowa Valetty czy majestat klifów Dingli, ale betonowe plaże na Gozo załamują. Jak to zobaczyliśmy poszliśmy odrazu znieczulić się do pobliskiej gospody 🙂 Dla plażowiczów polecamy płw Karpas na Cyprze Północnym, gdzie można leżeć plackiem bez ubrania w kompletnym odosobnieniu w towarzystwie dzikich osłów i żółwi. Intrygujące miejsce. Widziałeś? Pozdrawiamy!
Żółwi? Chyba byłem poza sezonem i tak, choć na carpas nie dojechałem. Ale słyszałem że jest booosko
Bardzo surowa ocena Xlendi, w którym, moim skromnym zdaniem, można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy. Wszystko zależy od tego, czego się szuka. Nie mogę też się zgodzić ze stwierdzeniem: „Tym, co charakteryzuje wyspę, jest jej surowy i suchy klimat.” Co oznancza tutaj „surpwy”? Bo dla mnie surowy klimat jest na Syberii. Dziwi mnie też to stwierdzenie, bo choć Malta, jako wyspa do najbardziej zielonych na świecie nie należy, to ma miejsca, które zachwycają fauną i florą, a Gozo to już w ogóle rozkwita i zadziwia mnogością roślin!
Wchodzimy na płaszczyznę indywidualnych preferencji, co w dużym stopniu ogranicza możliwość osiągnięcia porozumienia bo każdy ma inny gust i „wszystko zależy od tego, czego się szuka”. Jedni odkryją uroki Mielna i napiszą o tym książkę, a inni wylądują w ciężkiej depresji po wizycie w Paryżu, który do śmierci kojarzył się im będzie wyłącznie z patologiami i brudem. Dla nas Xlendi to typowy kurort wypoczynkowy z opcją plażingu i degustacji kuchni śródziemnomorskiej. Spoko, ale bez fajerwerków. Na samej Malcie jest o wiele więcej ciekawszych miejsc, którym warto poświęcić swój cenny czas. Surowość klimatu poruszyliśmy w kontekście braku wód powierzchniowych i specyficznej roślinności. Oczywiście byłoby małym przekłamaniem gdybyśmy stwierdzili, że Malta to jedna wielka skała. Ogrody Buskett i setki ptaków, które je wypełniają, to istna petarda i eliksir na zmęczone słońcem skóry przyjezdnych. Surowość Syberii jest osobliwa, pamiętaj o Bajkale, który w sezonie letnim wygląda jak krzyżówka Chorwacji z Majorką. Brakuje tylko palemek! Pozdrawiamy.
Oj tylko nie porównujmy Bajkału do Chorwacji i Majorki, bo to zupełnie inna bajka. Oczywiście, że jesteśmy na płaszczyźnie indywidualnych preferencji, dlatego piszę Wam, co myślę, ponieważ nie zgadzam się z Waszym zdaniem. Jest to tzw. konstruktywna krytyka, do której mam prawo. Nikogo nie wyzywam, nikomu nie ubliżam, MAM „TYLKO” INNE ZADANIE. Czy mam Wam tylko dziubki w dowodzie uznania wysyłać? Bo widzę, że jak większość blogerów nie potraficie zaakceptować komentarza kogoś, kto ma inna opinię.
Cieszę się, że dodałaś komentarz, bo to znaczy, że zadałaś sobie ten trud i przeczytałaś relację, w którą włożyliśmy trochę pracy. Żadnego poklasku ani fanfarów nie oczekujemy, fajnie, że jest zgrzyt o to maltańskie Xlendi, bo może się z tego wywiązać ciekawa dyskusja. Co urzekło Cię w tym miejscu?
Zapraszam na mojego bloga, napisałam osobny post o Xlendi:) Ogólnie na Malcie jako państwie, najbardziej razi mnie to, czego nie lubię miejscowi. Czyli duża liczba samochodów na tej małej powierzchni, zanieczyszczone powietrze, coraz więcej śmieci…daleka jestem od gloryfikowania WSZYSTKIEGO na Malcie(znów jako całości, a więc 3 głównych wyspach), ale gdybym miała do wyboru nocować za darmochę w Vallettcie czy w Xlendi, to idę w ciemno do Xlendi:) A na mieszkam w ponad 2 mln metropolii i naprawdę jestem typowym mieszczuchem 🙂
Podaj adres www, poczytamy 🙂
Zapraszam na moremalta.blogspot.com 🙂
Piękne zdjęcie, ciekawa relacja. W maju sprawdzimy jak smakuje Cisk i pastizzi. Pozdrowienia!
Chyba wszystkie maltańskie koty sfotografowaliście 😉
Prawie. Nie byliśmy na Comino 🙂 Pzdr!
Popeye Village, chyba tę wioskę wspominam najlepiej. Przez moment czas zatrzymał się w miejscu a wydane pieniądze były warte wrażeń.
Fantastyczna fotorelacja! Byliśmy ponad 10 lat temu na Gozo, dalej ma ten klimat, Pozdrowienia!