Miałem to szczęście, że mogłem eksplorować wschodnie rubieże Turcji w środku pandemicznych regulacji, obostrzeń i lockdownów. Plusem zastanej na miejscu rzeczywistości był praktycznie zamrożony sektor turystyki międzynarodowej i jedyna w swoim rodzaju możliwość zwiedzania topowych miejsc i atrakcji w kameralnym klimacie.
A mówili, nie jedź na wschód, bo tam wojna i Kurdowie
Oficjalnie wschód Turcji, a nieoficjalnie terytoria tureckiego Kurdystanu, to fascynujący region niesamowitych landszaftów, historycznych lokacji i kulturowo-etnicznych zawiłości. Podróżowanie po terytoriach dawnej Mezopotamii czy południowo-wschodniej Anatolii w oficjalnych komunikatach często stygmatyzowane jest niskim poziomem bezpieczeństwa. Czy tak jest naprawdę i jest się czego obawiać? Czy wypad pod namiot do Turcji Wschodniej na terenie prowadzenia działań zbrojnych to dobry pomysł? O tym, ale nie tylko, w niniejszym artykule o najciekawszej podróży 2021 roku.
Czy spanie pod namiotem w Turcji Wschodniej jest legalne?
W teorii rozbijanie namiotu gdziekolwiek poza wyznaczonymi do płatnego kempingowania miejscami jest w Turcji zabronione. W praktyce istniejące organy nie respektują tego „martwego” prawa i o ile nie rozbijecie się ostentacyjnie w centrum Stambułu (np. na placu Taksim Meydanı) to nikt, poza dzikimi psami, nie będzie Was niepokoił. Większym problemem od lokalnych organów ścigania może okazać się odpowiednie miejsce do kimania. Nasze doświadczenia biwakowe ze wschodu Turcji pokazują, że nie jest to teren łatwy do dzikich kempingów na spontanie. Być może jest inaczej, ale w naszym przypadku przez porę roku (przełom marca i kwietnia), a także częste nocne poszukiwania noclegu, było to trudne.
Spanie pod namiotem na wschodzie Turcji
Na terenach tureckiego Kurdystanu prowadzone są od lata działania militarne, co przekłada się na zwiększoną liczbę policyjnych posterunków, koszarów i baz wojskowych, a także stref wyłączonych o charakterze strategicznym dla bezpieczeństwa regionu. O tym należy pamiętać chcąc podróżować po wschodzie z opcją biwakowania po drodze. Na przełomie marca i kwietnia 2021 r. zaliczyliśmy kilka noclegów w namiocie/samochodzie na dystansie ciągnącym się między Harran, Mardin, Bitlis, Diyarbakir a górą Nemrut. Oto kilka naszych spostrzeżeń, które mogą Wam się przydać na trasie.
Uwaga na wojskowe patrole na granicy syryjskiej
Rozbijanie się w bliskim sąsiedztwie syryjskiej granicy grozi pojawieniem się w nocy patrolu wojskowego. Okoliczne tereny są patrolowane przez oddziały wojskowe i gwardię narodową. Nasz pierwotny plan zakładał transfer z lotniska w Urfie do miasteczka Harran, gdzie znajdują się słynne dla całego regionu domy-ule. Chcieliśmy biwakować w sąsiednim Tek Tek Dağları Milli Parkı, który ma mapach w sieci prezentował się nieźle na tego typu przedsięwzięcie. W praktyce błądziliśmy w nocy pod całym obszarze, niejednokrotnie wjeżdzając lokalnym mieszkańcom na posesję, generując przy tym dziki skowyt anatolijskich czworonogów. Nasze działania musiały zostać zarejestrowane, bo przed północą gdy sobie smacznie piwkowaliśmy w samochodzie, odwiedził nas nocny patrol gwardzistów uzbrojonych w broń długą. Zostaliśmy grzecznie wylegitymowani i poproszeni o znalezienie hotelu. Tej nocy spaliśmy na oddalonej o kilkanaście kilometrów stacji benzynowej.
Jesteś w Mezopotamii, gdzie ziemie są żyzne
To, czego żadna internetowa mapa Wam nie powie. Obszary zaznaczone np. na Google Maps na zielono na wschodzie Turcji to w większości nienadające się do biwakowania tereny rolnicze. Nierówna błotnista gleba często z instalacją nawadniającą i wąskim poboczem, które uniemożliwia zaparkowanie samochodu. Zatrważa również brak jakichkolwiek drzew, a gdy już jakieś krzewostany pojawią się na horyzoncie to obok nich wyrastają gospodarstwa rolne. W tym przypadku szukanie noclegu „na pałę” zajmuje bardzo dużo czasu, szczególnie nocą. W poniższej relacji wrzucimy szczegółowe koordynaty do miejsc przystosowanych pod biwakowanie, które osobiście testowaliśmy.
Nie rozbijaj się przy ruinach, bo zostaniesz pomylony z łowcą skarbów
Jeśli nie chcesz budzić się w nocy i tłumaczyć policji, że nie jesteś wielbłądem, lepiej tego nie rób. Na bogatych archeologicznie terenach dziedzictwo minionych tysiącleci często leży bezpańsko na ziemi. Tereny te kuszą licznych poszukiwaczy trofeów, z którymi walczą lokalni urzędnicy. Biwakowanie blisko wykopalisk czy turystycznych stanowisk archeologicznie może wywołać niepotrzebny ambaras i zwrócić oko Wielkiego Brata na Waszą niewinną palatkę.
Kimanie w samochodzie przy granicy z Syrią
Miałem to szczęście, że mogłem eksplorować wschodnie rubieże Turcji w środku pandemicznych regulacji, obostrzeń i lockdownów. Plusem zastanej na miejscu rzeczywistości był praktycznie zamrożony sektor turystyki międzynarodowej i jedyna w swoim rodzaju możliwość zwiedzania topowych miejsc i atrakcji w kameralnym klimacie. Nasz pierwszy nocleg po przylocie do Urfy postanowiliśmy spędzić na dziko w Tek Tek Mountains National Park niespełna 20 km od starożytnych domków w Harran. Plan w teorii był niezły, rzeczywistość jednak mocno zweryfikowała nasze plany. Teren okazał się mocno rolniczy, pełen błota i dużego zagęszczenia gospodarstw wiejskich. Szukając nocą odpowiedniego miejsca na biwak narobiliśmy większego rabanu w okolicy niż pokazy samby na ulicach Rio. Efektem końcowym przedsięwzięcia był koncert soprananowy lokalnych czworonogów, które ze wściekłą zawziętością broniły posesji swoich gospodarzy.
W końcu zrezygnowani zatrzymaliśmy się na jakimś skalnym parkingu i przy akompaniamencie lokalnego piwa planowaliśmy następne dni na wschodzie Turcji. Gdzieś przed północą zupełnie nieoczekiwanie zjawił się samochód tureckiej mundurówki – wojska lub gwardii. Sytuacja była dla nas zaskakująca, bo wydarzyła się błyskawicznie. Tak, jakbyśmy byli od dłuższego czasu obserwowani (siedzieliśmy po ciemku w miejscu odosobnienia). Żołnierze w pełnym rynsztunku i z przewieszonymi na ramionach karabinami dość szybko, acz kulturalnie, uzmysłowili nam, że to nie jest dobre miejsce na nocowanie. Spotkanie przebiegało w lekko nerwowej atmosferze, to nie była typowa dla wschodnich rubieży pogadanka w stylu „welcome in my country!„.
Dwóch białych gringo w samochodzie pośród czipsów i pustych puszek po browarach, słuchających polskiego rapu ulicznego 5 km od granicy z Syrią. Zabrakło jedynie kubotów, białych skarpet i biedronkowego grilla
Dość szybko zawinęliśmy się z terenów przygranicznych i nocowaliśmy na oddalonym o kilkanaście kilometrów CPNie. Nad ranem analizowaliśmy to, co wydarzyło się wieczorem. Skoro pod karabinem zbliżył się do nas jeden z żołnierzy, co robiła w tym czasie pozostała część? Mierzyła do nas z broni z wnętrza służbowego samochodu?
Spanie pod namiotem w Turcji Wschodniej: polana między Urfą a Mardin
Gdzieś między miastami Sanliurfa a Mardin miał miejsce jeden z najprzyjemniejszych biwaków na wschodzie Turcji. W końcu znaleźliśmy zieloną polanę, która nie była gruntem rolnym i na której nie roiło się od skomplikowanych systemów nawadniających. Aby dotrzeć pod wskazany adres, należy po pokonaniu 115 kilometrów drogą E90 w kierunku Mardin skręcić w lewo w kierunku miasteczka Adak. Następnie mknąć 10 kilometrów peryferyjną drogą asfaltową. Po drodze znajdują się ruiny opuszczonego budynku. Witajcie w domu! Właśnie trafiliście na najlepsze spanie pod namiotem w Turcji Wschodniej? Na pewno jedno z najciekawszych!
Kwiecień dał nam się we znaki na tym półstepie. W nocy było dość rześko, ale bezwietrznie. Zaletą tego spotu biwakowego niewątpliwie jest dobra orientacja terenowa. Zbliżający się samochód dostrzec można było już z kilku kilometrów, co jest zawsze plusem wild campingu. Nie męczyły nas również dzikie bezpańskie psy, których na wschodzie Turcji jest całe zatrzęsienie. Generalnie bardzo udany skrawek ziemi pod biwak, a także wieczorno-poranne rytuały kulinarno-alkoholowe.
Namiot zakupiony w Urfie, ekstraklasa! Czułem się, jak uczestnik misji odkrywającej nowy kontynent.
Hasankeyf – dziki biwak w skalnym mieście
Historia starożytnego miasteczka Hasankeyf w ostatnich latach nabrała niespotykanej dynamiki. Budowa gigantycznej zapory wodnej na rzece Tygrys miała swoje przykre konsekwencje dla mieszkańców tej osady. Hasankeyf znane jeszcze z 2020 r. przestało istnieć, znalazło się całkowicie pod wodą! Przesiedlono tysiące osób, a miasto stworzono od podstaw. Gdy dotarliśmy na miejsce byliśmy w szoku.
Truman Show w tureckiej odsłonie. Rząd takich samych białych domków tworzących konglomerat powstałych pośpiesznie osiedli. Wokół rzeki Tygrys wybetonowane nadbrzeże i kuter rybacki, z pokładu którego dobiegają dźwięki przaśnej muzyki. Gdzieniegdzie kilka zabytków przeniesionych sztucznie w nowe miejsce z dawnej starówki miasteczka. Siadamy na czaj i zastanawiamy się, co tu dalej robić i czy jest sens zostawać w miejscu pozbawionym historii..I wtedy pojawia się Ahmed.
Inwestycja znana pod nazwą „Zapora Ilisu” stała się czwartą co do wielkości w Turcji i zaopatruję w niezbędną energię i wodę mieszkańców prowincji Batman, Mardin, Siirt, Şırnak i Diyarbakır. Gdyby nie Ahmed, pracujący wówczas jako kelner w jednej z restauracji, nie zaliczylibyśmy najlepszego biwaku tego wypadu. Być może jednego z najlepszych dzikich noclegów w życiu. Hamid pokazał nam skalne miasto i przekonał pracujących przy jego rewitalizacji budowlańców, aby wpuścili polskich łapserdaków do środka na noc.
W latach 70-tych mieszkali tu jeszcze ludzie
Powyższe zdjęcie chyba najlepiej oddaje klimat tamtej nocy. Dostąpiliśmy zaszczytu posiadania skalnego Hasankeyf na wyłączność. Aż trudno uwierzyć w to, że jeszcze w latach 70-tych XX wieku w skalnych grotach mieszkali ludzie. Gdy w kwietniu 2020 r. biwakowaliśmy z widokiem na rzekę Tygrys, na dole kompleksu trwały już intensywne prace budowlane nad przystanią portową, parkingiem na samochodów, a w dalszej kolejności zapewne nad kasami biletowymi i całą infrastrukturę zwiedzania. Być może była to jedna z nielicznych okazji na bycie w tym miejscu poza czujnym okiem lokalnego monitoringu. Who knows.
Skalne miasto jest ogromne. Obejście pieszo wszystkich jego zakamarków zajęłoby kilka dni. Dotarcie na miejsce bez samochodu również jest problematyczne, czeka Was długi marsz pagórkowatym terenem lub transfer statkiem z „nowego Hasankeyf”. Ahmed pokazał nam tajne przejścia, punkty widokowe i potencjalne spoty na biwak z najlepszym widokiem na okolice. To, co dla nas zrobił, było nieocenione.
Obudziliśmy się wczesnym rankiem wśród śpiewu mieszkańców okolicznych traw. Niebieskie niebo bez chmur, zapach parzonej kawy i dym z tlącego się papierosa. Jako, że nie mieliśmy ze sobą żadnych przypraw i chleba, zjedliśmy jajecznicę z dodatkiem czipsów. Cóż to była za strawa, cóż za wspaniały początek dnia. Gdyby nie tykający zegar i lot powrotni do Stambułu z oddalonego o ponad 300 km lotniska, zostalibyśmy w tym miejscu na wieczność. Sami pośród skalnych labiryntów. W miejscu liczącym sobie 12 tys. lat osadnictwa.
Nowa odsłona Hasankeyf ma wielu krytyków. I trudno się dziwić, bowiem z historycznego miasteczka zostało jedynie kilka najważniejszych zabytków przeniesionych za pomocą najnowocześniejszych zachodnich sprzętów. Cała operacja przenoszenia dziedzictwa archeologicznego regionu była fenomenalna. Poniżej zdjęcie obrazujące skalę przedsięwzięcia.
Turecka riwiera? Nie, to okolice jeziora Wan
W kwietniu Anno Domini 2021 przekonałem się ponownie, że w parze z wiekiem nie idzie mądrość. 6 lat wcześniej próbowałem w samozwańczy sposób wspiąć się w airmaxach na prawie 6-tysięczny wygasły wulkan Demawend. W jeden dzień, wejść na szczyt i zejść do bazy. Pokłady irracjonalnej wiary aktywowały się ponownie na wschodzie Turcji.
Śnieżne landszafty zastane u bram Nemrut Gölü, kraterowego jeziora w prowincji Bitlis, mocno nas zaskoczyły. Ten wygasły wulkan miał stać się miejscem na nocowanie w namiocie, a ostatecznie problemem okazało się pokonanie pierwszych kilkuset metrów drogi prowadzącej na szczyt. Całkiem spora warstwa białego puchu i +5 na termometrze przegnały nas z tej lodowej riwiery kierunku Diyarbakır. Do „tureckiej stolicy Kurdów” jednak nie dotarliśmy, bo wcześniej rozbiliśmy biwak na stacji paliwowej. Biwak zakrapiany z ogniskiem i wszystkim tym, co definiuje udaną kontemplację nocną. Tym razem po raz pierwszy przekonałem się jednak, jak surowy klimat panuje wczesną wiosną w okolicach jeziora Wan na Wschodzie Turcji.
Biwak z ogniskiem na CPNie? W Turcji Wschodniej nie ma z tym problemu!
Noc spędzona na tureckiej tankszteli jest odpowiedzią na pytanie „Co się tak ciągnie na ten Wschód?„. Nic tak nie definiuje tych krain, jak nieograniczona niczym wolność w przemieszczaniu i braniu całymi garściami radości z podróżowania. Jak bowiem inaczej nazwać opisaną poniżej historię:
Jadą chłopy, prą do przodu w ciemności, słysząc jedynie skowyt psów w mijanych gospodarstwach rolnych. Trzeba było uważnie słuchać na lekcjach historii w szkole, dlaczego pierwsza cywilizacja skupiła się wokół życiodajnych rzek Tygrys i Eufrat. Ilość pól uprawnych przekreśla nasze ambitne plany na rozbicie namiotu w dzikiej scenerii kurdyjskiego terytorium. Rozbici upadkiem planowanych wcześniej scenariuszy, zatrzymujemy się na pierwszej lepszej stacji paliwowej. Skazujemy na porażkę ten wieczór. I nagle sytuacja zaczyna się zmieniać. Personel pracujący na stacji to Kurdowie, którzy widząc nas oferują czaj, skręcają papieroski, pozwalają rozpalić ognisko, przynoszą drewno…Gdy wyciągamy litrowy bukłak z tanim winem świat znów nabiera kolorytu”.
Pamiętajcie więc, aby nie lekceważyć roli i potencjału tureckich stacji na wschodzie kraju. Ognisko? Nie ma problemu! Krzesełka? Proszę uprzejmie! A gdzie umyć patelnie i menażki? Są i przestronne toalety 🙂 Ta noc, spędzona godzinę drogi od kurdyjskiego Diyarbakiru, utwierdziła nas w przekonaniu o łatwości podróżowania po tych terenach. Na rozpoczęcie przygody ze wschodem imperium wystarczy bilet do Stambułu, a wtedy całe to gigantyczne terytorium stanie przed Wami otworem. Tanie loty tureckimi liniami w dowolne miejsce wschodu Turcji dostępne są praktycznie codziennie.
Budzimy się wczesnym rankiem, gdy do wnętrza samochodu wpadają pierwsze promienie słońca. Rozpalamy ognisko na wczorajszym palenisku i po chwili delektujemy się najlepszym śniadaniem całego wyjazdu. Zabrane na wynos resztki tureckiej strawy z Bitlis dostały drugie życie dzięki żarce z żeliwnej patelni. Najedzeni, po czarnej kawie i kilku buszkach tureckiego tytoniu, jedziemy dalej zdobyć Świętą Górę”.
Dziki camp między górą Nemrut a Urfą
Zabawne, ze to jedyna fota, którą mogę udokumentować niniejszy biwak. Miał on miejsce w drodze powrotnej z góry Nemrut na lotnisko w Urfie. Następnego dnia wczesnym rankiem mieliśmy lot powrotni do Stambułu i postanowiliśmy celebrować ostatni dzień na anatolijskim terytorium brudnym campem w jakimś dziewiczym miejscu. Klasycznie miejsca na zarzucenie kotwicy szukaliśmy po ciemku, ale już nie tak po omacku, jak kilka dni wcześniej. Mieliśmy w pamięci stop-klatkę z okolicznych latyfundiów, bo pokonywaliśmy tę samą trasę jadąc na Nemruta.
Szukanie noclegu po zmroku lub nocą towarzyszyło nam przez cały czas podróżowania po wschodzie Turcji. I tym razem znaleźliśmy odpowiednie miejsce gdzieś na wzgórzach nieopodal drogi krajowej D360. Przed biwakiem zatrzymaliśmy się na obiadokolację w Nisibin ocakbaşı – tanim przydrożnym barze z dobrymi kebsami. Po przekroczeniu mostu Nissibi Euphrates Bridge na wysokości miasteczka Mezra udało nam się w końcu znaleźć dobre miejsce na dziki nocleg. To było najciemniejsze miejsce biwakowe całego wyjazdu. Trwaliśmy w stanie permanentnej gotowości, bowiem droga D360 jest często uczęszczana przez wojskowe patrole. W trakcie biwakowania kilka z nich zjeżdżało w naszym kierunku, ale ostatecznie udało się dotrwać do świtu bez niespodziewanych wizyt mundurowych. Wczesnym rankiem ruszyliśmy bezpośrednio na lotnisku w Urfie kończąc naszą przygodę na anatolijskiej ziemi.