Wadi Rum to słynna jordańska pustynia o iście marsjańskiej scenerii i przestrzeniach, które wbijają w fotel (o ile ten fotel byłby wcześniej podstawiony przez jednego z pustynnych nomadów). Mówią, że to najpiękniejsze miejsce Bliskiego Wschodu. Mówią, że jedna z piękniejszych pustyń świata. Największa po Petrze atrakcja Jordanii – tak twierdzą. W połowie września 2018 r. sprawdziliśmy, czy to prawda, a zachwyt nad tym miejscem jest uzasadniony.
Przez kilka dni eksplorowaliśmy Wadi Rum, a w zasadzie to jej fragment, bo to przecież 720 km² skał i czerwono-żółtego drobnego pyłu. Dwa dni w piaskowym imperium beduinów, które tak urzekło śp. Dawida Herberta Lawrenca, brytyjskiego eseisty i największego popularyzatora tej skrawka ziemi. Zapraszamy Was do krótkiej rozprawy na temat pustyni, nocowania w namiocie i spędzania długich godzin w towarzystwie nie mówiącego po angielsku ludu tubylczego i dźwięków żarzących się węgielków narodowego dobra Jordanii – fajki wodnej.
Pustynia Wadi Rum. Czym jest ta piękna kraina?
Nie będzie dużym zaskoczeniem, jeśli wspomnę, że Jordanię odwiedziliśmy podobnie jak 99% przyjezdnych dla dwóch atrakcji rangi światowej tj. ruin starożytnego miasta Petra i rezerwatu Wadi Rum. Nie dla Ammanu, malowniczych kurortów Akaby czy sanatoryjnych właściwości Morza Martwego. Interesowały nas dwa cuda świata, znane z historii, literatury i wielkich ekranizacji. Bardzo chcieliśmy się nie rozczarować, potwierdzić piękno jordańskich widokówek z Google’a i powiedzieć po powrocie: warto było, to niesamowite miejsca. Problem „największych atrakcji” był nam znany już wcześniej. W większości przypadków „turystyczna wizytówka kraju” okazywała się mniej atrakcyjna od przypadkowo zwiedzonych miejsc, którym nie poświęca się tylu stron w przewodnikach.
Całe szczęście w przypadku Jordanii ziścił się plan idealny. Oba miejsca okazały się genialne, a Wadi Rum to najładniejsza pustynia na jakiej dotychczas byliśmy. O ile mongolską Gobi tak naprawdę tylko liznęliśmy, jej jordański odpowiednik mogliśmy poznać bardziej od środka. Lawrence miał niezły materiał dla swojej literackiej twórczości. Ale po kolei, najpierw kilka ciekawych faktów.
Witaj na niezamieszkałej planecie
Cechą charakterystyczną Wadi Rum jest czerwono-pomarańczowy kompozyt ze skał i piasku, który nadaje temu miejscu wygląd niezamieszkałej planety. Kolor jest konsekwencją występowania w skałach tlenku żelaza. Jest to jedno z tych miejsc, na widok których mówi się: wow, co za nieziemski klimat! Nie dziwi więc, że kosmiczną scenerię wykorzystało wielu uznanych reżyserów w filmach takich jak Marsjanin, Lawrence z Arabii czy Prometeusz. Wadi Rum to największa pustynia Jordanii z najwyższym punktem Dżabal Umm ad Dami (1840 m n.p.m.), ze szczytu którego dostrzec można terytoria Arabii Saudyjskiej i Morze Czerwone.
Pustynia inna niż pozostałe
Gdy obejrzy się zdjęcia z łazika Curiosity, pojawią się uzasadnione skojarzenia Wadi Rum z czerwoną planetą. Topografia terenu dla obu tych lokalizacji jest bardzo podobna, trudno się więc dziwić, że Ridley Scott wybrał to miejsce do kręcenia Prometeusza i Marsjanina. Bez wątpienia kraina ta ma swój niepodrabialny charakter i nie jest podobna do żadnej innej pustyni na ziemi. Zadziwiają intensywne kolory, które zmieniają swoją barwę kilka razy dziennie w zależności od sytuacji na niebie. Liczne wąwozy i skały z piaskowca i granitu robią gigantyczne wrażenie. Klimat na Valley of the Moon, jak przyjęło się nazywać to miejsce, jest bardzo specyficzny.
Miejsce odosobnienia i orientu
Przebywaniu na Wadi Rum towarzyszy uczucie pełnej egzotyki i odosobnienia. Człowiek czuje się, jakby był gdzieś daleko od domu, gdzieś na odległym krańcu świata. Uczucie to wzmaga obserwowanie beduińskiego stylu życia, począwszy od parzenia herbaty, przez kopcenie fajki wodnej aż po długie i leniwe leżakowanie, przerywane momentami podśpiewywaniem ludowym pieśni religijnych.
Vademecum pustynnego szczura, czyli ABC Wadi Rum
Na Wadi Rum można wybrać się bez żadnego planu i wcześniejszego przygotowania. O nocleg i zorganizowaną wycieczkę jest bardzo łatwo, bowiem na terenie rezerwatu funkcjonuje zaskakująco duża liczba obozów prowadzonych przez beduinów. Turystyka jest głównym źródłem dochodu dla tego pustynnego ludu, trzeba więc pamiętać o tym, że biały turysta będzie lustrowany głównie pod kątem zawartości portfela. Cena bazowa, którą proponują Jordańczycy jest zawrotna, targowanie jest niezbędne, aby nie zostać ostatnim frajerem 🙂 Ale spokojnie, zbicie ceny w eleganckim stylu będzie traktowane przez Beduinów z pewną dozą zrozumienia, a nawet szacunku. Pamiętajcie jednak, że beduini to cwane pustynne lisy i poza kosztem wycieczki będą oczekiwali napiwków za ponadprogramowe atrakcje w postaci żarcików, śpiewów i nieustannego usługiwania.
Jak dostać się na Wadi Rum?
Do Wadi Rum prowadzi bardzo prosta droga. 90% turystów przyjeżdża na miejsca bezpośrednio z Petry tzw. Desert Highway (Autostradą Pustynną) lub z najbardziej wysuniętego na południe miasta kraju – Akaby. Punkt startu najczęściej stanowi Wadi Rum Village, gdzie zostawia się samochód, kupuje wycieczkę i prowiant, a następnie udaje wgłąb pustyni. Najszybszym sposobem jest podróż wynajętym samochodem. Duża część agencji turystycznych gwarantuje również bezpośredni transfer z Akaby (70 km, godzina drogi).
Nasza podróż wyglądała nieco odmiennie. Z naszą jordańską wtyczką, Mohamedem aka „Snoop Doog”, umówiliśmy się pod popularnym w Akabie lokalem Alibaba. Nasz znajomy korzystał z usług tego Pana rok wcześniej podczas wielomiesięcznej podróży po Bliskim Wschodzie. Mohamed okazał się w porządku, wydzwonił swoich beduińskim ziomków i załatwił nam dokładnie to, co chcieliśmy, czyli kameralny camp w odizolowanej części rezerwatu. Ciemną stroną naszej transakcji był nieanglojęzyczny personel, co powodowało dwa dni rozmów na poziomie kali jeść kali pić. Miało to oczywiście swój plus – możliwość poczucia bliskowschodniego klimatu w pustynnym wydaniu.
Ile kosztuje nocleg w beduińskim campie?

Esencja brudnej podróży z plecakiem…
Wjazd na teren rezerwatu Wadi Rum jest płatny i wynosi 1 JOD (5 PLN) dla Jordańczyków i 5 JOD (ok. 24-26 PLN) dla turystów. Trzeba mieć świadomość, że eksplorowanie pustyni na własną rękę jest zabronione. Przyjezdni są zobligowani do wykupienia prywatnego touru z przewodnikiem. Ceny są różne w zależności od poziomu zakwaterowania, wyżywienia i dodatkowych atrakcji. My za dwa dni przebywania w beduińskim campie (bez spania w nim – mieliśmy własny namiot i spaliśmy poza terenem obozu), pełne wyżywienie, kierowcę z samochodem i podwózkę 15 km do parkingu za rezerwatem, zapłaciliśmy 700 zł na dwie osoby. Może to nie Black Friday, ale patrząc na rozrzut cen kwota ta wydała nam się atrakcyjna.
Płacisz za wszystko, nie ma nic za darmo
Jordania uświadomiła nas w przeświadczeniu, że Arabom trzeba płacić za wszystko. Oto kilka przykładów absurdalnego zachowania. Gdy już dograliśmy nocleg na pustyni, Mohamed oddelegował nas do swojego znajomego taksówkarza, który jechał w kierunku pustyni. Mieliśmy jechać za nim, mimo iż tłumaczyliśmy, że to niepotrzebne. Internet w regionie śmigał z zawrotną prędkością i problem nawigacji nie istniał. Byliśmy więc przekonani, że to przy okazji kursu z klientem, ot tak, przyjacielski gest przyjacielsko wyglądającego Jordańczyka. Nic z tych rzeczy biali frajerzy!! Płacić trzeba! Po 15 minutach zadzwonił Mohamed, prosząc, abyśmy przekazali stosowny napiwek uczynnemu panu kierowcy taksówki.
W beduińskim campie było początkowo podobnie. Dodatkowa kasa na dodatkową herbatkę, dodatkowa kasa za dodatkowego buszka sziszy etc. Kraina tipów, co to się należą za wszystko i dla każdego, kto śpiewa po arabsku i ma na sobie czerwoną kefiję. Dopiero po dobie nasi jordańscy koledzy z drużyny zrozumieli, że napiwek ma charakter fakultatywny, a najlepszym sposobem na jego otrzymanie jest skromność i profesjonalizm. W Petrze doszło prawie do linczu, gdy odmówiliśmy napiwków za przejażdżkę koniem, który był w cenie wejściówki. Pod tym względem Jordania stoi w kontrze to Iranu, gdzie każda forma zapłaty za cokolwiek uważana byłaby za policzek i brak wychowania.
Spanie we własnym namiocie
W Jordanii, za wyjątkiem Ammanu, nocowaliśmy w samochodzie i namiocie. Od samego początku nie chcieliśmy płacić za spanie w czarnych wiatach, które są najpopularniejszą formą zakwaterowania na pustyni. Nasz deal z Beduinami był prosty: korzystamy z obozowiska i jego dóbr – czyli od ogniska, fajek wodnych, przez toalety aż po wygodne legowiska – ale śpimy poza nim.
Namiot mogliśmy rozbić w zasięgu wzroku do 1 km od obozu. Z uwagi na to, że przez praktycznie całe dwa dni byliśmy w campie sami, rozbiliśmy się w bliskiej odległości od głównego namiotu. Argumentem, który nas przekonał najbardziej byli dzicy mieszkańcy rezerwatu, czyli węże, skorpiony i wszelkiej maści inni mało sympatyczni przedstawiciele świata zwierząt . Teren campu i bliskiej okolicy był „przeczesany” pod kątem ich obecności, ale Beduini ostrzegali nas, że im dalej od obozu tym więcej nocnych gości. Wystarczył kilkugodzinny spacer po pustyni, aby zobaczyć, jak wiele śladów zostawiają węże. Nie polemizowaliśmy w tym temacie 🙂
Poruszanie się po Wadi Rum – samochodem, wielbłądem, pieszo?
Bezsprzecznie najlepszą formą poruszania się po rezerwacie Wadi Rum jest samochód typu pickup z napędem na cztery koła. Poruszanie się po pustyni jest czasochłonne, a odległości między poszczególnymi „atrakcjami” są duże. Pokonanie ich pieszo zajęłoby bardzo dużo czasu. Dla przykładu – pokonanie dystansu z naszego obozu do punktu widokowego i powrót do campu zajęło nam ponad dwie godziny. Tę samą trasę pokonalibyśmy samochodem w 10 minut. Szacowanie odległości w pustynnej scenerii jest bardzo trudne. Następym razem na wyprawę tego typu zabierzemy dalmierz.
Samochód będzie potrzebny, jeśli chce się zobaczyć np. Dżabal Umm ad Dami. Ten najwyższy szczyt Jordanii znajduje się 40 km wgłąb pustyni prawie przy saudyjskiej granicy. Bez samochodu ciężko będzie również zobaczyć Um Fruth Rock Bridge, kanion Abu Khashab czy mały most w Khor al Ajram. Wielbłąd to dla mnie osobiście strata czasu, naciągana atrakcja kosztująca sporo złotych talarów.
Dobrze zaplanuj to, co chcesz zobaczyć na miejscu

Nasza lekko zdezelowana pustynna furmanka.
O ile podróż na Wadi Rum może być spontaniczna i bez większego planowania, o tyle określenie planu działania na pustyni jest już bardziej zasadne. Dlaczego? Po pierwsze lud beduiński, jeśli zorientuje się, że nie wiecie za bardzo „co chcecie zobaczyć„, zaoferuje Wam podstawową wycieczkę, która może okazać się nie warta swojej ceny. Będzie to 2-3 godzinny samochodowy trip z atrakcjami typu wdrapywania się na wydmę, z której rozpościerający widok będzie gorszy niż w przypadku jakiekolwiek partyzanckiej wspinaczki na jedną z okolicznych skał; lub atrakcja typu „zwiedzanie wąwozu„, która ograniczy się do 10 minutowego spacerku wgłąb skał – nic specjalnego.
Dobrym pomysłem wydaję się wydrukować plan działania na kartce i negocjować cenę zobaczenia wszystkich atrakcji bezpośrednio z kierowcą. Unikniecie tym samym małego rozczarowania. Pustynia Wadi Rum jest na tyle piękna i egzotyczna, że Wasz krytycyzm i racjonalny sposób myślenia na pewno zostanie uśpiony. Warto o tym pamiętać.
Podam Wam przykład. Wykupiliśmy 3 godzinną wycieczkę jeepem, kierowca nie mówił dobrze po angielsku więc komunikacja z nim ograniczyła się do wymiany kilku prostych zdań. Nie doradził nam, co najlepiej zobaczyć, jak również o jakiej porze dnia najlepiej udać się w konkretne miejsce . Mówiąc krótko, chciał „odbębnić” swoje i wrócić szybko do obozu. Wycieczka była przeciętna. Aby pokazać Wam kontrast, na drugi dzień wybraliśmy się sami w nieznane – przed siebie – w poszukiwaniu ładnych kadrów i ciekawych znalezisk. Wdrapaliśmy się na kilkudziesięciometrową skałę, z której rozpościerał się fantastyczny widok na okoliczny teren. To była prawdziwa atrakcja.