Podróżując po Tadżykistanie nie sądziłem, że najciekawszą atrakcję znajdę w moim ostatnim dniu autostopowej tułaczki. Jej majestat uzdrowił mój chorujący od wielu godzin organizm, a ja zaliczyłem najbardziej spektakularny solny biwak w moim podróżniczym CV.
Asht Namak (Aszt Namak) to wyschnięte słone jezioro, o którym bardzo skąpo informuje nawet „wszechwiedzący” internet. Ta nieoczywista atrakcja to Tadżykistan w pigułce: dziki krajobraz, brak turystów i poczucie odosobnienia. Zapraszam Was do lektury o końcu świata, który znalazłem w Azji Środkowej.
Byłeś na boliwijskiej Salar de Uyuni? No spoko, ja zaliczyłem Asht Namak!
Asht i droga z czasów Stalina
Aszt to prowincjonalne tadżyckie miasteczko w wilajecie sogdyjskim o populacji kilkunastu tysięcy obywateli. Z czystym sumieniem, prawie jak przysięgając na własny plecak, mogę powiedzieć, że jak gringo trafia tu, to nigdy nie przez przypadek. To miasteczko? Nic specjalnego, oprócz tego kolorowego, pełnego życia straganu przy ulicy. Ale to, co kryje się kilka kilometrów na południe, to już inna historia. Tam znajdziesz prawdziwy koniec świata – Asht Namak, wyschnięte słone jezioro. „Namak„, mówią miejscowi w swoim farsi, co oznacza po prostu „jezioro”.
Do miasteczka Aszt prowadzi droga, która pamięta samego Józefa Stalina. Ten stary, jak Gandalf pas asfaltu swoją gramaturą przypomina szwajcarski ser. Dwa razy mknąłem tym traktem i za każdym razem furmanka nie przekraczała na liczniku więcej niż 50 kilometrów na godzinę. A jechałem dwoma różnymi – klasycznym mesiem ala taryfiarz i zasłużonym chińskim furgonem o sporym tonażu. Sceneria za oknem, a także stan nawierzchni przypomina zgoła tereny przygraniczne między Uzbekistanem a Turkmenistanem od strony przejścia w Farap. Zapomniany skrawek globu, który niespecjalnie kogokolwiek interesuje.
- Lokalizacja: 88 km na płn-wschód od Chodżentu, kierunek Uzbekistan
- Dojazd: kierunek miasteczko Asht (Aszt), następnie skręt w lewo na wysokości A-Servis
- Atrakcje na miejscu: błotne baseny, słona równina wyschniętego jeziora, pustynne szczyty, bazar miejski w Asht
Gliniane piece tandoor, w których wypieka się lepioszki – popularne w Azji Środkowej chleby
Idą chłopy przez pełen kolorytu bazar uliczny w Aszt
Mogę Was zapewnić, że Asht Namak leży poza zasięgiem tadżyckich służb bezpieczeństwa
Asht Namak – dziki biwak na solnym pustkowiu
Celem przyjazdu do Asht Namak był samotny biwak pośrodku niczego. I to założenie zrealizowałem z nawiązką. Do miejsca docelowego podrzucił mnie ten sam Tadżyk, który wraz z Prezesem zgarnął nas „z szosy” jakieś kilkadziesiąt kilometrów przed miasteczkiem. Oczywiście wcześniej podrzucając nas do lokalnego magazynu po zakup prowiantu. Szkoda, że nie zrobiliśmy sobie wspólnej samojebki wraz z zakupionym kilogramem soli. W końcu, w gorączkowej ekscytacji, wydawało się to całkiem logiczne – kupować sól na biwak na wyschniętym solnym jeziorze.
Po przekroczeniu bram ośrodka wakacyjnego dla kuracjuszy, do jeziora prowadzi już tylko szutrowa droga. Nad samym Asht Namak, poza ruinami przybytku, który za Sojuzu pełnił bardziej reprezentatywną funkcję, nie ma nic. Do teraz nie mogę zrozumieć, jakim cudem przy tak galopującej globalizacji i coraz łatwiejszemu podróżowaniu, w sieci jest tak mało wzmianek na temat Asht Namak. Mój artykuł będzie pierwszym w polskich internetach. Na anglojęzycznym nie jest wcale lepiej – poza postem na blogu Adventures of Nicole, postem na forum Caravanistan i kilkoma komentarzami na Google nie ma absolutnie nic.
Od huraganowych wiatrów po grobową ciszę
Wyschnięty akwen Asht Namak mógłby się spokojnie znaleźć w granicach Województwa Świętokrzyskiego. Pizga, jak w Kieleckim, to nic w porównaniu do wietrzej aury, którą zastałem po przybyciu na miejscu. Wiatr towarzyszył nam przez dobrych kilka godzin, utrudniając zbieranie drewna na opał czy późniejsze zakładanie bazy. Podmuchy ustały całkowicie po zmroku, a pustynny krajobraz ogarnęła aura kompletnej ciszy.
Chroniąc się przed huraganowym wiatrem schowałem się w wiacie lokalnych kopaczy błotnych basenów
- Czy wiedziałeś, że? Podróżowanie autostopem po Tadżykistanie jest niezwykle proste. Tadżykowie, choć nie rozumieją do końca idei hitchhikingu w wykonaniu turystów, często się zatrzymują i z samej chęci porozmawiania. Najlepiej pokonywać tadżyckie bezdroża na pokładzie dalekobieżnych samochodów ciężarowych – wśród kierowców tirów zrozumienie autostopu jest największe.
Gdzieś na końcu świata…
Nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy wywlekliśmy odwłoki z palatki i rozłożyliśmy karimatę na nagrzanej solnej równinie. Myślę, że najlepiej klimat tego miejsca odda rolka, którą wrzuciłem na Instagram.
Wyświetl ten post na Instagramie
Błotne baseny drążone są przez lokalnych mieszkańców. Niewdzięczna to praca w upale i pyle pełnym soli.
Mati mknie do miejsca docelowego czyt. wiaty zlokalizowanej kilkaset metrów dalej.
Piotr Wielki z Asht
Po powrocie z Iranu nie sądziłem, że ktoś pobije jego mieszkańców w życzliwości i nieskażonej srebrnikami, płynącej w stu procentach z natury dobrego człowieka gościnności…i tylko w połowie miałem rację. Tadżykowie nie pobili, ale od teraz dzierżą pierwsze miejsce razem z potomkami Persów. Cóż to za przyjemna nacja.
Na zdjęciu tonę w objęciach Piotra Wielkiego, Tadżyka, który tak się przedstawił i w sumie dla mnie do końca nim został, nie zdradzając swojego prawdziwego imienia. Pitera poznaliśmy na pace furmanki mknącej do Aszt i po klasycznej dla tej części świata wymianie zdań (a w zasadzie przepytania nas z posiadania dzieci, żony i potwierdzenia, że jesteśmy turystami, a nie…no właśnie do dziś nie wiem, kim można by być innym w Azji Środkowej z taką białą słowiańską gębą) skończyliśmy na winogronach na patio zakładu rzemieślniczego naszego bohatera. W zasadzie gdyby nie nasz napiety grafik i konieczność szybkiego transferu na kirgiską granicę, Piotr Wielki na pewno nie puściłby nas tak łatwo z siatą świeżo zerwanych winogron.
Tadżykistan – tu plany mogą się szybko zmienić
Podróżując po Tadżykistanie miej świadomość, że sztywne plany nie wypalą i trzeba dość elastycznie przygotować się na scenariusz B, C, a najlepiej nie mieć żadnego alternatywnego. Lud miejscowy Was ugości, napoi i przekima, nie wymagając niczego ponad normalną rozmowę i zwrotny uśmiech.
Z Piotrem Wielkim, Tadżykiem z Asztu, który tak się przedstawił. Spędziliśmy wspólnie kilka minut na pace zdezelowanej furmanki, a następnie nieco więcej czasu wśród winogronowego imperium gospodarza.
W tej części świata nie musisz się martwić o pochmurne noce. Wybierając się na Asht Namak przygotuj się na gwiezdny spektakl, którego jeszcze nie widziałeś.
Asht Namak – solnisko pośrodku niczego
Stąpałem już po podobnej solnej pajęczynie w Izraelu i Iranie.
W Asht Namak nie znajdziecie żadnej turystycznej infrastruktury. Nikt nie będzie Was sprawdzał ani niepokoił, a czy macie zamiar zafundować sobie kąpiel w błocie, czy nie, to już zupełnie nikogo nie obchodzi. Na miejscu nie ma pryszniców, więc radzę zaopatrzyć się w kilka litrów wody w baniakach, aby móc opłukać z siebie sól. Uważajcie też na niektóre doły – bywają głębokie, więc lepiej mieć się na baczności.
5 atrakcji Tadżykistanu, które musisz zobaczyć
- Duszanbe: może nie najpiękniejsza stolica sowietstanów, ale jednak coś w sobie ma.
- Góry Fan i Jezioro Iskandarkul: kultowa atrakcja Tadżykistanu i najlepsze trekkingi w kraju.
- Gigantyczne popiersie Lenina: rzut beretem od starożytnego Istarawszanu.
- Bazary: nie ma lepszego sposobu poznania kraju, niż lokalny bazar pod chmurką.
- Przełęcz Anzob i Tunel Śmierci: panorama na 3-tysięczne szczyty i rajd przez toksyczny tunel.