10 lat temu przeglądając literaturę podróżniczą natrafiłem na osobliwe miejsce położone gdzieś w odległej krainie azjatyckiego interioru. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy zobaczyłem Wrota Piekieł zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak mało osób odwiedza Turkmenistan. Po chwili zrozumiałem, że to nie takie proste, bo kraj, który potencjałem turystycznym nie odbiega od pozostałych stanów Azji, jest jednym z najbardziej zamkniętych terytoriów współczesnego świata. Wtedy obrałem tę surrealistyczną atrakcję powstałą na skutek ludzkiego błędu za cel długo wyczekiwanej ekspedycji po Jedwabnym Szlaku. A pustynia Kara Kum miała stać się szlakiem prowadzącym do celu.
Błąd radzieckiej myśli technologicznej
Od momentu fascynacji turkmeńskim dołem na pustyni Kara Kum, a faktycznym wdrożeniem w życie eskapady 4500 km od domu, minęło siedem długich lat. Gdy już jednak spakowałem ostatnią sakwę, a na nogi założyłem wyprawowe buciory, wiedziałem, że gdzieś za trzy tygodnie stanę przed Derweze, co w języku turkmeńskim oznacza bramę. Pół roku przed pandemicznym koszmarem ruszyłem w przygodę życia po najpiękniejszych miastach Silk Road ze zwieńczeniem w surowej krainie zwanej “czarnym piaskiem”.
Kara Kum to piaszczysta pustynia położona na Nizinie Turańskiej, która stanowi 80% powierzchni Turkmenistanu. Jest miejscem niesamowicie bogatym w gaz ziemny, co w latach 70-tych ubiegłego wieku determinowało szereg złożonych działań wiertniczych. Według najpopularniejszej teorii to wówczas grupa radzieckich inżynierów wykonała odwiert, który w konsekwencji doprowadził do zapadnięcia się ziemi i powstania wielkiego na kilka boisk do koszykówki krateru. Wydobywający się z wnętrza gaz celowo podpalono, licząc, że wypali się w ciągu kilku najbliższych tygodni. A gaz płonie do dziś, ponad pół wieku od tych wydarzeń.
Pustynia Kara Kum – w drodze na bezkresne piaski
Przejście turkmeńsko-uzbeckie przekraczamy pieszo w miejscowości Farap. Dotarcie do Krainy Turkmenbaszy zajęło nam ponad dwa tygodnie. Wymagało od nas nieustannej podróży od Nursułtan, przez Ałmaty, Taszkient, Samarkandę i Bucharę. Dziki camp na pograniczu był na swój sposób intrygujący – przez większość czasu trwaliśmy w trybie standby bacznie wypatrując skorpionów, dzikich psów, mundurowych i jegomości spod ciemnej gwiazdy. Prawdziwy koniec świata, który momentami zaburzał jedynie blask świateł dobiegających zza turkmeńskiej granicy.
Turkmenistan to jeden z najbardziej zamkniętych krajów świata, do którego dociera rocznie niewielu zagranicznych przybyszów. Skomplikowany system wizowy i możliwość przebywania na terenie kraju zaledwie kilka dni sprawia, że republikę odwiedza jedynie garstka osób. Najczęściej odpowiednio zmotywowanych wędrowców. Z powodu naszych planów postanowiliśmy skorzystać z usług zaprzyjaźnionej agencji turystycznej. Wydostanie się z turkmeńskiego terytorium drogą morską przez Morze Kaspijskie do portu w Baku nie jest łatwe. Droga na pustynię Kara Kum przecina dziedzictwo historyczne światowego formatu, czyli ruiny starożytnego Merwu – najstarszej i najlepiej zachowanej miejskiej oazie wzdłuż Jedwabnego Szlaku w Azji Środkowej. Po całym dniu wędrówki docieramy do Aszchabadu – marmurowej utopii pośrodku niczego. Przepakowujemy manatki i drogą w kierunku Yerbent ruszamy podbijać Wrota Piekieł (przeczytaj relację z podróży w artykule Wrota Piekieł znajdziesz w Turkmenistanie).
Konfrontacja z piekielną szczeliną pośrodku niczego
Droga na miejsce, w którym znajdują się Wrota Piekieł, to dość kameralnie uczęszczana asfaltowa dwupasmówka. Fragmentami zakopana w pustynnym piachu, wydaje się nie mieć końca. Towarzystwa dotrzymują nam baktriany, czyli dwugarbne wielbłądy udomowione na tych terenach już 2500 lat p.n.e. Po trzech godzinach docieramy do przedsionków piekła w formie dwóch dużych kraterów. Na ich dnie których kolejno tli się gaz i dryfują na wodzie setki pustych plastikowych butelek przygnanych w to miejsce przez samum. To gorący i suchy wiatr pustynny. Właściwy krater jest już blisko, bo zaledwie 20 minut drogi samochodem z napędem na cztery koła.
Widząc w oddali piekielną jamę odpalamy z pokładowych głośników furmanki szlagier Highway to Hell. Brian Johnson nastraja nas odpowiednio przed tym, co nieuchronne – spojrzeniem w głąb płonącej rozpadliny. Pierwsze zetknięcie z ognistym dołem robi kolosalne wrażenie. Nagle dociera do nas, że jesteśmy bardzo daleko od domu. W zamkniętym Turkmenistanie, gdzieś pośrodku niczego na zapomnianej pustyni Kara Kum. W miejscu, do którego już nie wrócimy. Przyjazd tutaj to taki to klasyczny one life challenge. To przygoda w najczystszej postaci, uczucie poznawania krainy jeszcze nie splamionej wirusem tandety XXI wieku.
Wokół rozgrzanych Wrót rozstawiono prowizoryczne barierki, które w wielu miejscach zostały już lekko zdewastowane. Ich pomysłodawca mógł to przewidzieć, bowiem delektowanie się zastanym widokiem “z bezpiecznej odległości” znacząco obniża rangę doznań wizualno-sensorycznych. Łamiemy strefę bezpieczeństwa i siadamy na skalnej półce, wpatrując się w tańczące płomienie. Jest z nami kilku zagranicznych przybyszów, którzy wraz z nastaniem mroku wracają do rozstawionych w okolicy jurt i namiotów. Gdy zapada noc, Wrota Piekieł i gwiazdy na niebie są dla nas na wyłączność. W powietrzu unosi się mocno wyczuwalny zapach siarki, a lico rozświetla żar wydobywający się z rozpadliska. I dla tej chwili warto tu przyjechać, a moment ten zarchiwizować w zwojach pamięci na resztę życia. Na tym łez padole.
Zdążyć przed końcem
Początkiem br. światowe media obiegła informacja, o kolejnym postanowieniu rządu w Aszchabadzie, który zapowiedział ostateczne zamknięcie popularnej atrakcji. W przeszłości padały już podobne deklaracje, ale tym razem ryzyko zamknięcia Wrót jest o wiele większe. Palący problem ze względów ekologicznych i ekonomicznych ma zostać rozwiązany w trybie pilnym. Rządzący krajem zlecili już ekspertyzę, trzeba zatem mieć nadzieję, że zostanie wykonana przez podobnych fachowców, co w latach 70-tych…Likwidacja Door to Hell byłaby sporym ciosem dla turkmeńskiego sektora turystycznego. A już z pewnością dużym rozczarowaniem dla wszystkich globtroterów szukających przygód w tej części świata.
Wrota Piekieł odmieniły los żyjących na tych terenach Turkmenów z plemienia Teke. Wypadek przy pracy, którego od dekad wstydzi się reżim w Aszchabadzie, stał się paradoksalnie największą atrakcją turystyczną kraju. A już z pewnością znakiem rozpoznawczym Republiki Turkmenistanu. Czy pustynia Kara Kum zasypie piaskiem piekielną szczelinę? To wie tylko kolejny z następców Turkmenbaszy, któremu przyjdzie podjąć tę decyzję. A wtedy świat po raz kolejny usłyszy o dziwnym państwie położonym w Azji Centralnej. Ze stolicą z marmuru i złotymi posągami wojowników…
Pustynia Kara Kum na własne oczy? Chcesz odwiedzić Turkmenistan?
Zobacz nasze pozostałe relacje z podróży po najbardziej zamkniętej byłej republice ZSRR.
Jeśli chcesz, abym pomógł Ci zorganizować podróż do Turkmenistanu, odezwij się do mnie – formularz kontaktowy.