Planując sierpniowy wypad postanowiliśmy, że granicę rosyjsko-mongolską przekroczymy drogą lądową. W zasadzie decyzja zapadła spontanicznie, ale była też determinowana planami odwiedzenia Polaków w Ułan Ude, półmilionowej stolicy Buriacji na wschód od jeziora Bajkał. Pewnie wielu z Was zastanawia się, jak dostać się do Mongolii? Jeśli będziecie chcieli przedostać się do Mongolii od strony Buriacji najbliższym przejściem granicznym jest Altanbulag Border Port położony w miasteczku Kiachta (Khyagt). W tym poście opowiemy Wam o sposobach dotarcia do granicy, miejscach, które można po drodze zwiedzić, a także dość przypadkowym uczestniczeniu w końcówce rajdu Mongol Rally z parą przesympatycznych Brytyjczyków. Zapraszamy do krótkiej lektury 🙂
Jak dostać się do Mongolii, czyli autostopem do granicy
Do Ułan Ude dostaliśmy się darmowym transferem z młodym Rosjaninem, który jechał do stolicy Buriacji pozałatwiać sprawy urzędowe. Pierwotny plan zakładał pokonanie stopem w jeden dzień odcinka Irkuck-Ułan Ude, co jednak w praktyce okazało się zadaniem trudnym do realizacji. 450 km dystans musieliśmy rozbić na dwa dni i przenocować jedną noc w miasteczku Sludianka. Do Sludianki można dostać się z Irkucka pociągiem w 3 godziny za jakieś śmieszne pieniądze (10 zł), a na miejscu przespać w jednym z kilku hosteli wzdłuż wybrzeża (ceny 25-35 zł za osobę). Nasze ambicje do przenocowania „pod chmurką” skonfrontowały się brutalnie z syberyjską rzeczywistością. Tego dnia promenada wzdłuż wybrzeża była dość niespokojna i pełna młodych, pijanych braci Rosjan, którzy widząc nas reagowali dość szyderczo. Gdy w naszym kierunku poleciała pusta butelka po wódce, stwierdziliśmy, że biwak w tym miejscu nie jest najlepszym pomysłem. Dźwięk tłuczonego szkła ruskiego eliksiru ostatecznie zmobilizował nas do znalezienia hostelu.
Planując wydostanie się ze Sludianki autostopem trzeba uzbroić się w cierpliwość. Droga wyjazdowa wspina się na górską przełęcz, co dość konkretnie utrudnia możliwość swobodnego zatrzymywania pojazdów. Nie wiem czy była to wina naszych niewyjściowych pysków czy może mentalność Buriatów. Na szukanie darmowego transportu w tym miejscu straciliśmy dwie godziny. Nie pomogły nawet ochoczo eksponowane polskie barwy narodowe i tańce godowe wzdłuż ruchliwej drogi dwupasmowej. Atmosferę beznadziei i rezygnacji odmienił niespodziewanie właściciel lokalnego biura podróży, który zabrał nas na oddaloną o 20 km na stację paliw. Po kolejnych 40 minutach siedzieliśmy już wygodnie w sportowym Suzuki i cieszyliśmy się, że jego właściciel zmierza bezpośrednio do Ułan Ude.

Możliwości dostania z Irkucka do Ułan Ude jest kilka. Pierwszym z nich jest Kolej Transsyberyjska, która dociera na miejsce w 12 godzin (najlepiej wziąć opcję z łóżkiem i nocny kurs). Drugą opcją jest autostop jednak pokonanie całego odcinka w jeden dzień jest wyzwaniem. Zdecydowanie lepiej robić podróż na dwa dni, w Sludiance (polecanej przez Rosjan) nie ma sensu się zatrzymywać.
Z Ułan Ude w Rosji do granicy rosyjsko-mongolskiej
Jesteśmy w Ułan Ude, co dalej? Warto pamiętać, że Ułan Ude to półmilionowe miasto z dużym zagęszczeniem ruchu drogowego i kiepskimi rozwiązaniami infrastrukturalnymi, dobrym pomysłem jest więc opuszczenie tego miejsca we wczesnych godzinach porannych. W tym celu najlepiej złapać taksówkę do dworca autobusowego, skąd z dużą częstotliwością odjeżdżają maszrutki nr 130 do pobliskiego Iwołgińska (cena za bilet: 25 rub/os.). Będąc na miejscu warto poświęcić 1-2 h na zwiedzenie kompleksu buddyjskiego Dacan Iwołgiński, który jest niewątpliwie miłą odskocznią od architektury socrealizmu, klimatu drewnianych chat i Rosji samej w sobie. Iwołgińsk to back in the past- drewniane, rozpadające się chaty, stada bezpańskich psów i drogi jak z XV w. n.e. Klimat wiedźmina to mało powiedziane.
Na miejscu można zrobić zakupy przed kilku godzinną jazdą do Kiachty, miasta graniczącego z Mongolią. Łapanie stopa na tym odcinku jest bardzo komfortowe, zatrzymuje się bardzo wielu kierowców więc czekanie na darmowy transfer do mongolskiej granicy nie powinno zająć dużo czasu.

Dywersja na granicy! Udało się zrobić wspólne zdjęcie na rozdrożu dwóch krajów. Podobna fotka tylko, że robiona sprzętem brytyjskiego kolegi, została niezwłocznie usunięta przez pracownika rosyjskiej straży granicznej. Nam się upiekło 🙂

W warunkach kompletnej ciasnoty i przy lekko niedomkniętych drzwiach malezyjskiego protona, po 5 godzinach spędzonych na granicy, udało się bezpiecznie wjechać do Mongolii.
Achtung! Zakaz przekraczanie przejścia granicznego pieszo!
Jadąc do Kiachty łatwo zaobserwować zmieniający się krajobraz. Znikają lasy, a klimat coraz bardziej przypomina zielony step Mongolii. Przejście graniczne znajduje się ok. czterech godzin jazdy samochodem od Ułan Ude. Warto pamiętać o tym, że granicy rosyjsko-mongolskiej w Altanbulag nie można przekraczać pieszo. Nam przypomniał o tym rosyjski pogranicznik, od którego odbiliśmy się jak piłeczka od stołu pingpongowego. Służbisty nie udało się przekonać mimo podkreślania naszego słowiańskiego rodowodu i bardzo ugodowego tonu z naszej strony. Oczywiście brak możności przekroczenia granicy pieszo, nie znaczy, że nie można w tym miejscu dostać się do Mongolii. Cudzoziemcy mogą wjechać na teren Mongolii samochodem, rowerem lub motocyklem. Pamiętajcie, że przejście w Altanbulag jest międzynarodowym portem granicznym, co niesie za sobą wiele korzyści dla przyjezdnych. Granicę można przekraczać w kilku innych punktach, ale od cudzoziemcy wymagane są dodatkowe dokumenty, co może wydłużyć całą operację.
Na stronie msz.gov.pl czytamy: „Odradza się korzystania z innych przejść granicznych niż Altanbulag, gdyż nie ma żadnej gwarancji opuszczenia terytorium Federacji Rosyjskiej i wjazdu do Mongolii (i odwrotnie)„. Nie testowaliśmy innych przejść, ale brzmi groźnie. Jeśli wjeżdżaliście do Mongolii z innych miast granicznych Rosji dajcie znać w komentarzach, ta wiedza przyda się wielu podróżującym w ten region świata.
Wracając do przekraczania granicy, jako, że nie udało się „z buta”, zaczęliśmy szukać rozwiązań alternatywnych. Pierwsze zetknięcie z Mongołami okazało się niewypałem. Odnieśliśmy wrażenie, że to są cwane bestie. Azjatyccy towarzysze zaczęli oferować nam darmowy przejazd przez granicę, a gdy już nasze bagaże znajdowały się w bagażniku, żądali absurdalnych wynagrodzeń w dolarach. Na nasze szczęście spotkaliśmy brytyjską parkę, uczestników Mongol Rally 2016, którzy długo się nie zastanawiając, zaoferowali nam pomoc.
Mongol Rally 2016 z parą zwariowanych Brytyjczyków
Kamila i Jimmy byli wówczas w podróży od prawie miesiąca. Wyruszyli w drugiej połowie lipca z Londynu, aby przez większość byłych republik ZSRR na terenie Azji Centralnej aż do Rosji. Widzieli m.in. „Wrota Piekieł”, jedno z tych miejsc, które są dla nas definicją „prawdziwego końca świata”, miejsca gdzie można się zaszyć przed całym światem. Na granicy spędziliśmy łącznie prawie 5 godzin. Biurokracja i niefrasobliwość urzędnicza pograniczników obu stron stoi na naprawdę wysokim poziomie.
Po stronie rosyjskiej każdy samochód był gruntownie sprawdzany pod kątem narkotyków, broni i innych nielegalnych przedmiotów. Rosyjscy pogranicznicy nie należą do najprzyjemniejszych i w żaden sposób nie da się z nimi dogadać po angielsku. Nasi brytyjscy znajomi mieli szczęście, że Polacy „wprawdzie nie pa ruski gawarisz, ale kontekst zrozumieją”. O ile po rosyjskiej stronie przejścia granicznego wiało grozą, po mongolskiej było niepoważnie i abstrakcyjnie. Już na starcie doszło do kuriozalnej sytuacji. Podczas kontroli paszportowej dwójka operatorów schowała się pod stół, jak tylko usłyszała język inny niż mongolski. Innych Mongołów rozbawiła z kolei ich koleżanka, która próbowała jako jedyna stawić czoła obcym przybyszom i rozmawiać z nimi po angielsku. Spotkało się to z falą szydery ze strony jej kolegów, którzy z domu wynieśli tylko mongolski.
Przed zmierzchem w końcu wjechaliśmy do Mongolii. Po przekroczeniu granicy pojawia się opcja wymiany waluty – kantory są mobilne tzn. są nimi Mongołowie 🙂 Warto zachować zimną krew i dokładnie sprawdzić kurs waluty, bo zamieszanie jest srogie. Każdy chce wymienić bezwartościowe tugriki na amerykańskie dolary. Gdy weszliśmy w posiadanie mongolskiego pieniądza, doszliśmy do wniosku, że najrozsądniejszym pomysłem będzie rozbicie wspólnego obozowiska na stepie. Kolorowy proton wzbudzał sensację wśród okolicznych mieszkańców poniżej 10 roku życia. Postój przed sklepem ściągnął połowę populacji przygranicznej wioski, której członkowie zaczęli nas pozdrawiać i szczerze się uśmiechać.
Wolność – rozbijanie biwaku na mongolskim stepie
W Mongolii nie ma dylematu, gdzie się rozbić i to jest w tym kraju piękne. Nikt nikogo nie straszy mandatami za jazdę samochodem po trawie czy nielegalne obozowisko. Wspólny biwak przy lokalnym piwie był wspaniałym otwarciem przygody z Mongolią. Następnego dnia po śniadaniu Jimmy podrzucił nas kilkadziesiąt kilometrów dalej, gdzie na pobliskiej stacji w 5 minut później złapaliśmy kolejny transport, ale o tym w następnym poście!
2 komentarze
Świetne zdjęcia!
Dziękujemy!