To prawdopodobnie jedyne takie miejsce na świecie, gdzie z 17 tys. przetrzymywanych więźniów przeżyło zaledwie dwunastu. Piekielny obóz koncentracyjny Tuol Sleng w centrum milionowego Phnom Penh w Kambodży. Podróż do tego kraju łączy się nieodzownie z unoszącą się w powietrzu stęchlizną rządów Pol Pota i wykonawców jego krwawej misji narodowej utylizacji Khmerów.
Szkoła Tuol Sleng w Demokratycznej Kampuczy przestała pełnić funkcję placówki edukacyjnej i przekształciła się w miejsce zbiorowej kaźni. Przez cztery lata była centrum przesłuchań i mogiłą eksterminacji dla jednego z najohydniejszych reżimów totalitarnych w historii ludzkości. Chciałbym, aby ten artykuł był jedynie prologiem do arcy ważnego historycznie zagadnienia, jakim był kambodżański reżim i jego zbrodnie. Niech ta historia dotrze, do jak największej liczby osób.
Tuol Sleng – szkoła przekształcona w obóz zagłady
Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze początkiem lat 70-tych ubiegłego wieku placówka o nazwie Tuol Svay Prey była zwyczajną szkołą średnią. W zaledwie kilka miesięcy po dojściu do władzy Czerwonych Khmerów dotychczas spokojne liceum przekształcono w pilnie strzeżony obóz odosobnienia, który w historii zapisał się jako Więzienie Bezpieczeństwa S-21. Tuol Sleng była krwawym przedsięwzięciem skrzętnie ukrywanym przez reżim Pol Pota. Opinia publiczna dowiedziała się o istnieniu przerażającego obozu dopiero w 1979 r. za sprawą wietnamskiego fotografa, który wodzony smrodem rozkładających się ludzkich ciał dotarł w to miejsce wraz z żołnierzami armii wietnamskiej.
Wzgórze Zatrutych Drzew
Nazwę placówki edukacyjnej z ładnie brzmiącej Tuol Svay Prey nadanej na cześć władcy króla Norodoma Sihanouka zmieniono na Tuol Sleng. W języku khmerskim oznacza to dosłownie „Wzgórze Zatrutych Drzew” lub „Wzgórze Strychniny”. Katownia khmerskich rewolucjonistów nie mogła otrzymać bardziej ponurego określenia.
Z 17 tys. więźniów przeżyło zaledwie dwunastu
Historycy są zgodni, że w ciągu 4 lat (1975-1979) na terenie więzienia przebywało od 17 do 20 tys. osób, a obecny na miejscu zamordyzm przetrwało zaledwie dwunastu, czyli zaledwie 0.06% wszystkich więźniów. Wciąż żyje czterech byłych osadzonych tj. Vann Nath, Chum Mey, Bou Meng a także Chim Math – jedyna kobieta wśród ocalałych. Chuma Mey’a można spotkać w Toul Sleng w roli przewodnika i sprzedawcy autobiograficznej książki Survivor: The Triumph of an Ordinary Man in the Khmer Rouge Genocide, którą warto kupić będąc na miejscu. Mey przeżył nie tylko dlatego, że wykazał się niesamowitym hartem ducha i miał po prostu ogromne szczęście, ale również za sprawą smykałki do naprawiania maszyn.
Fach w ręku był niejednokrotnie drogą do późniejszego wyzwolenia. Tak samo było w przypadku Vann Nath, który stał się portrecistą Pol Pota. W obozowej dokumentacji zachowała się służbowa notatka z jego nazwiskiem, która brzmiała: „Zachować do wykorzystania„. Jak twierdzi sam ocalały, gdyby nie ten dokument, nie przetrwałby kaźni. Co ciekawe w więzieniu pracowało wielu malarzy, niektórzy pracowali 10 dni a inni 2 miesiące. Wszyscy zginęli, bo ich obrazy nie podobały się więziennemu kierownictwu. Obozowe malarstwo Natha można obecnie oglądać na wystawie Muzeum Ludobójstwa więzienia S-21.
Kto trafiał do szkolnego obozu eksterminacji?
Czerwone skurwysyny spod znaku sierpa i młota wyłapywali Kambodżan na terenie całego kraju. Niekiedy do obozu trafiali przypadkowi mieszkańcy, ale niejednokrotnie byli to ludzie w jakimś stopniu powiązani w przeszłości z aparatem bezpieczeństwa, wojskiem czy krajową polityką. I tak np. wśród więźniów znaleźć można było licznych byłych członków formacji Czerwonych Khmerów, a także urzędników i żołnierzy oskarżonych o szpiegostwo czy zdradę ideałów polpotyzmu.
Znane są również przykłady więźniów obcokrajowców. Z krajów południowoazjatyckich byli to m.in. obywatele Wietnamu czy Laosu, jak również reprezentaci kultury anglosaskiej – Amerykanie, Brytyjczycy czy Nowozelandczycy. Na kartach historii zapisał się również amerykański żeglarz Michael Scott Deeds, który został schwytany przez Czerwonych Khmerów podczas żeglugi z Singapuru na Hawaje. Był jednym z ostatnich więźniów piekielnej szkoły.
Do więzienia trafiało się na podstawie fałszywych oskarżeń, często brzmiących irracjonalnie. W dokumencie „Katownia Czerwonych Khmerów” jeden z ocalałych p. Chum Mey przytacza zarzuty, które mu postawiono. Mey miał szczęście, bo trafił do Tuol Sleng na 2 miesiące przed wyzwoleniem obozu przez Wietnamczyków.
Twoja grupa szyjąc złamała zbyt wiele igieł
Zmarnowałeś zbyt wiele materiału
Złamałeś paski maszynowe
Jak wyglądało życie w więzieniu Tuol Sleng?
Dzień powszedni w więzieniu S-21 to był prawdziwy koszmar. Niekończące się tortury, znęcanie, mordy i nieludzkie traktowanie. Piekło zaczynało się już od postawieni pierwszego kroku w obozowym świecie. Oskarżonych dogłębnie przesłuchiwano, tworząc ich szczegółowe biografie. Następnie dzieleni byli w ramach obozowych budynków i bloków, w skład w których wchodziły cele. W celach panował absolutny reżim, skazańcy nie mogli ze sobą rozmawiać, byli skuci kajdanami, leżeli częstokroć nago na zimnej posadzce. Starzy więźniowie masowo znikali, a ich miejsca zastępowali nowi. Codziennie ktoś umierał, ciała często przez kilkanaście godzin pozostawały w celi, a jej członkowie zmuszeni byli „spać z trupami„. Więźniowie w tajemnicy żywili się owadami, które zlatywały do zapalonych żarówek. Gdy strażnik to zauważył bił do utraty przytomności, aż zwróci konsumowany po kryjomu pokarm.
Obozowy dzień zaczynał się wczesnym rankiem od porannej inspekcji. Następnie rozpoczynała się trwająca długie godziny ciężka praca, przesłuchiwania, kary cielesne i przybierające różne zmyślne formy znęcanie. Więźniowie musieli przetrwać o misce ryżu i dwóch łyżkach zupy. Prawdziwą grozę budziły dzienne raporty, w których odnotowywano poszczególnie przewinienia więźniów. Oto kilka z nich, które znajdują się obozowych archiwach:
Budynek A, blok III, cela numer 1. Zatyka dziurkę od klucza.
Budynek A, blok II, cela numer 8. Krzyczy. Nie wie, dlaczego Partia uważa go za wroga.
Budynek F, blok III, cela numer 1. Ukrył łyżkę, dał ją współwięźniowi, aby ten otworzył zamek.
Budynek B, blok III, cela numer 1. Usiłował kopnąć przeszukujących go towarzyszy.
Budynek B. Narzeka, że nie ma co jeść.
Budynek B, blok III, cela numer 4. Przywiązał spodnie do moskitiery.
Agonia dnia codziennego
Większość przybyłych do więzienia S-21 osób już podczas pierwszego zetknięcia z obozowymi realiami wiedziało, że nie wyjdzie z tego miejsca żywa. Próby samobójcze były więc częste, bo odebranie sobie życia było kuszącą wizją „wiecznego odpoczynku od cierpienia„. Stąd strażnicy mieli odgórnie nakazane, aby dokładnie sprawdzać stopień zaciśnięcia kajdan, posiadania ew. kontrabandy wśród więźniów czy przedmiotów, które mogłyby pomóc im w odebraniu sobie życia. Popełnienie samobójstwa w Tuol Sleng z czasem stało się praktycznie niemożliwe.
O godzinie 22 więźniowe prowadzeni byli do ciasnej celi i skuci kajdanami oczekiwali na pobudkę o 4:30 następnego dnia. Wypróżniali się do wiader lub pod siebie. Znane są przypadki, że zmuszano ich do jedzenia ekskrementów czy picia moczu. Tortury obejmowały bicie i duszenie plastikową torbą zakładaną na głowę. Więźniowie często byli sztucznie podtrzymywani przy życiu za pomocą zastrzyków z płynnymi witaminami, aby byli w stanie „wsypać” większą liczbę osób podczas wielogodzinnych przesłuchań.
Drakoński dekalog, którego złamanie groziło śmiercią
Każdy przybyły do Tuol Sleng więzień musiał zapoznać się z obozowymi regułami spisanymi na tablicy. 10 zasad należało przestrzegać bezwzględnie, a za ich złamanie groziła w praktyce śmierć. Poniżej lista, którą udostępniam z Wikipedii:
- Musisz odpowiadać zgodnie z moimi pytaniami. Nie odwracaj ich.
- Nie próbuj ukrywać faktów wymówkami to i tamto, masz jasno zabronione sprzeczać się ze mną.
- Nie bądź głupcem bo jesteś typkiem, który śmiał stać na przeszkodzie rewolucji.
- Musisz natychmiast odpowiadać na moje pytania bez marnowania czasu na namyślanie się.
- Nie mów mi ani o swoich niemoralnościach ani o istocie rewolucji.
- Podczas chłosty lub porażania prądem nie możesz krzyczeć.
- Nie rób nic, siedź w miejscu i czekaj na moje rozkazy. Jeśli nie ma żadnych rozkazów bądź cicho. Kiedy każę ci coś zrobić masz to zrobić od razu, bez protestów.
- Nie wymawiaj się Kampuchea Krom w celu ukrycia sekretu lub zdrajcy.
- Jeśli nie przestrzegasz wszystkich powyższych reguł dostaniesz wiele, wiele batów przewodem elektrycznym.
- Jeśli sprzeciwiasz się któremukolwiek z punktów moich regulacji dostaniesz dziesięć batów lub pięć porażeń prądem.
Aparat bezpieczeństwa Tuol Sleng
Więzieniem rządzili brutalni kapo, totalnie zindoktrynowani Khmerowie, którzy w imię walki z Wrogiem byli w stanie zabić własną matkę, córkę czy posłać na stracenie sąsiadów. Personel S-21 wraz z otaczającym go konglomeratem urzędniczych budynków liczył prawie 1700 osób. Wszyscy byli ślepo przekonani o słuszności działań khmerskiej rewolucji. Nie pojawiał się wśród nich żaden sprzeciw, bo jak sami po latach przyznali, nie mogli się wahać. Musieli być stanowczy.
Przyłączyłem się do rewolucji, bo miałem dość wyzyskiwania moich braci przez starych i nowych panów kolonialnych, kapitalistów, obszarników, reakcjonistów i imperialistów. Moja świadomość wzrosła, wstąpiłem w szeregi armii rewolucyjnej by walczyć z amerykańskim imperializmem i wyzwolić masy.
Obozowi strażnicy przyznają, że podpisywali lojalkę z komendantem S-21 i samym reżimem Demokratycznej Kampuczy. Wyroki wykonywali bez zawahania z oczekiwaną starannością. Aby dowieść lojalności zabijali więźniów w sposób bezwzględny. Nie było wśród nich żadnego wyrazu buntu, a przynajmniej działań w formie powstań, dywersji czy tworzenia obozowej opozycji. Nie wiemy, ilu z nich kierowało się chęcią przetrwania, a ilu było katami z zamiłowania. Wstrząsające są relacje byłych kapo w dokumencie „Katownia Czerwonych Khmerów” TV Planete, w którym przesłuchuje ich były więzień S-21. W pewnym momencie zadaje przeraźliwie brzmiące pytanie: „Skoro wy byliście ofiarami, to kim byliśmy my, więźniowie Tuol Sleng?„. Jeszcze mroczniejsza jest odpowiedź jednego z ocalałych strażników: „Byliście ofiarami drugiej kategorii„.
Kaci stoją w kolejce po sklepu razem z ofiarami
Przerażające, ale po obaleniu reżimu Pol Pota większości katów i zbrodniarzy nie dotknęła żadna kara. Często lokalni kacykowie i sadyści zaczęli normalnie żyć, tak jak gdyby trwająca 4 lata rzeź Kambodży nie miała w ogóle miejsca. A przecież było zupełnie inaczej – za reżimu zgładzono jedną czwartą ludności kraju. Słabość systemu politycznego, korupcja i szok po ludobójstwie lat 70-tych doprowadził do patologicznych konsekwencji. Kaci często stali się sąsiadami swoich ofiar, stali w tych samych kolejkach do sklepu, jeździli tym samym środkiem transportu. Niepojęty dla nas, Polaków, tragizm khmerskiej rzeczywistości polega właśnie na braku rozliczenia się z przeszłością sprzed 50 lat.
Duch – więzienny kat obozowego piekła
Komendantem Więzienia Bezpieczeństwa S-21 był Kaing Guek Eav nazywany Duchem. Był to człowiek wielce brutalny, przesiąknięty złem i przemocą, będący orędownikiem idei Pol Pota i członkiem reżimu Czerwonych Khmerów w latach 1975-1979. Były naczelnik jako jeden z nielicznych wysoko postawionych urzędników krwawego reżimu przyznał się częściowo do winy i upublicznił wstrząsającą metodykę zagłady. W wywiadzie udzielonym niespełna rok przed śmiercią przyznał, że „Każdy, kto został aresztowany i wysłany do S-21, był uznawany za zmarłego„. Duch był pierwszym katem reżimu Pol Pota i człowiekiem odpowiedzialnym za śmierć tysięcy istnień ludzkich. Gdy podpadło się Duchowi, śmierć była tylko i wyłącznie kwestią czasu. Będąc szefem więzienia w Tuol Sleng Duch prowadził obszerne archiwum. Studium zbrodni obejmowało zdjęcia przesłuchiwanych i zabitych, spisane zeznania i techniki torturowania pojmanych.
Duch zmarł w 2020 r. w wieku 77 lat w stołecznym szpitalu więzienia Kandal, gdzie odsiadywał wyrok dożywocia za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości. Niech go piekło pochłonie.
Odwiedzamy Tuol Sleng jako turyści
Cały więzienny kompleks zachował się w takim samym stanie, jak w momencie wyzwolenia przez Wietnamczyków w 1979 r. Klimat na głównym dziedzińcu Tuol Sleng jest dość tropikalny, żeby nie powiedzieć sielski. Rozświetlone w mocnym słońcu wysokie palmy uginają się pod oporem wiatru. Nic nie zwiastuje, że jest to miejsce olbrzymiej narodowej tragedii.
Zdjęcia bezimiennych ofiar i narzędzia tortur
Przygnębienie i posępny nastrój zaczyna się dopiero po wejściu do jednego z bloków. Poszczególne sale dawnego liceum zdobi kilkanaście czarno-białych paneli fotograficznych przedstawiających wizerunki ofiar Tuol Sleng. Niektóre zdjęcia są bardzo drastyczne i przedstawiają zwłoki torturowanych więźniów. Przekaz płynący z ekspozycji jest mocny i wywołuje emocje. Nikt tutaj niczego nie retuszuje, koszmar czerwonej katowni jest wypisany na bezimiennych twarzach pomordowanych mieszkańców Kambodży (nie Demokratycznej Kampuczy, jak chciałby komunistyczny zbrodniarz Pol Pot).
Dokumentacja fotograficzna to nie wszystko. W pomarańczowo-żółtych salach byłego liceum znajdują się również oryginalne narzędzia tortur, żeliwne łóżka, na których ducha wyzionęło tysiące Khmerów. Dla człowieka, który interesuje się zbrodniami Czerwonych Khmerów, wizyta w szkole Tuol Sleng będzie wstrząsającym przeżyciem. Mocniejszym akcentem w Kambodży będą już najprawdopodobniej już tylko Pola Śmierci, czyli słynne Choeung Ek.
Mapa z 300 czaszek i kości ofiar
Jeszcze 20 lat temu podczas ponurej podróży pomieszczeniami byłej kaźni narodu khmerskiego można było natknąć się na najbardziej znany eksponat muzeum Tuol Sleng. To nie była zwykła mapa Kambodży. To mapa z 300 czaszek i kości zlokalizowanych na terenie więzienia przez wietnamskich żołnierzy podczas okupacji. Instalacja w formie mapy już nie istnieje, ale nie wszystkie czaszki ofiar zniknęły z wstrząsającej ekspozycji Wzgórza Zatrutych Drzew.
Jak dotrzeć na miejsce?
Muzeum jest otwarte dla zwiedzających od kilkudziesięciu lat. Obecnie w każdy dzień poza wtorkiem od godz. 9 do 17. Pod bramę przybytku na rogu ulic 113 i 350 w Phnom Penh dojechać można tuktukiem bądź taksówką. Wejściówka kosztuje 3 USD. Warto poświęcić na zwiedzanie przynajmniej kilka godzin, aby w skupieniu obejrzeć wszystkie ekspozycje.
4 komentarze
Stary, dzięki za ten artykuł. Planuje odwiedzić S-21 i interesuję się zbrodniami PolPota od wielu lat. Świetnie napisany reportaż.
4 lata temu odwiedziłam S21 oraz pola śmierci. Uwielbiam i tęsknię za nią. Osobiście poznałam pana Bou Menga, od którego kupiłam książkę. Wspaniały człowiek. Bardzo dobrze napisany artykuł, dziękuję I pozdrawiam
„arcyważnego” i ktoś może być na dane miejsce „wiedziony” smrodem rozkładających się ciał. „wodzić” kogoś można za nos na przykład. dalej: „czerwone skurwysyny”- facet- po co ta pensjonarska egzaltacja? ja rozumiem chcesz być jak Kapuściński, czy inny Kisch ale tego typu określenia bardziej pokazują prostactwo piszącego niż jego emocje. kolejne: „przesłuchania”, nie „przesłuchiwania”- różnica subtelna. i „wymyślne”, a nie „zmyślne” formy tortur, mój ty „zmyślny autorze”- żebyś załapał różnicę pomiędzy „wymyślnym” a „byciem zmyślnym”. dalsza część zdania- „formy znęcanie”- to najprawdopodobniej literówka- nie czepiam się. wcześniej natomiast: „był bity do utraty przytomności aż zwróci…”- kto był bity? brak podmiotu. kolejny kwiatek- tym razem po raz pierwszy merytoryczny: „Niepojęty dla nas, Polaków, tragizm khmerskiej rzeczywistości…”- otóż pojęty, panie szanowny, pojęty, gdyż w naszym prawym i sprawiedliwym obecnie kraju lustracji i rozliczenia się z przeszłością tak naprawdę nie było- ktoś tu nie uważał chyba za bardzo na lekcjach dotyczących historii najnowszej, albo najzwyczajniej zabrakło czasu na przerobienie materiału podczas roku szkolnego. „Duch zmarł… niech go piekło pochłonie…”- znowu niepotrzebna egzaltacja- czasami suchy opis bez niepotrzebnych komentarzy wywiera większe wrażenie. „Benia mówi mało, ale on mówi smacznie…” no tak… tylko pan szanowny raczej nie miał okazji zapoznać się z twórczością Babla, więc nie wie czego ów cytat dotyczy. „klimat na dziedzińcu jest tropikalny, żeby nie powiedzieć sielski”- no to dość karkołomne połączenie… chylę czoła. jednak radziłbym co do opisów przyrody wzorować się na… no nie wiem… Orzeszkowa chociażby? byłoby bardziej bezpiecznie niż to połączenie sielskości z tropikami. i dalej… Choeung Ek to tylko jedna z lokalizacji „Pól Śmierci”- tych w Kambodży jest niezliczona ilość- pan szanowny albo się słabo „interesuje”, albo to kolejna pomyłka merytoryczna, bo tekst był pisany emocjonalnie- a trzeba było go zostawić żeby poleżał trochę, przejrzeć na spokojnie, zredagować- nie musiałbym się wtedy „pruć jak koronka przed panem porucznikiem” – jak to określił jeden z bohaterów serialu „07 zgłoś się” grany przez M. Gorczyńskiego. podsumowując- generalnie temat fajny sobie pan, panie kolego wybrałeś, ale stylistycznie to ten artykuł kuleje. ale ten się nie myli co nic nie robi. tym niemniej czytało się w miarę przyjemnie. pozdro.
Literówki i stylistyczne krzaczki poprawione. Za to dzięki. Z egzaltacją się nie zgadzam, Pol Pot był jak najbardziej czerwonym skurwysynem, a Ducha niech piekło pochłonie. Ideę Choeung Ek kumam. Mimo krytyki wyczuwam nutę sympatii.
Ślę pozdrowienia prosto z prowincji Setúbal.